„Okazało
się, że w teatrze mogę opowiedzieć również o tym, co mnie boli, z czym
sobie nie radzę, czego nie rozumiem – bez nieustannego żartowania na ten
temat. Szczerość w pisaniu dobrze wpływa i na jakość tekstów, i na
rozumienie życia przez samego autora”
- z Szymonem Jachimkiem oraz Janą Jachimek rozmawia Joanna Żygowska
Joanna Żygowska: Opowiedzcie, jak to się stało, że napisaliście sztukę „Drapando, czyli Atak Zamszałego Starucha”?
Jana Jachimek: Zachorowałam. A tata wymyślił, by napisać o tym sztukę.
Szymon Jachimek:
Rzeczywiście, taka jest geneza powstania tekstu w największym skrócie.
Jeśli tak ująć tę sprawę, to prace nad „Drapandem...” zaczęły się cztery
lata temu, gdy Jana po raz pierwszy miała wysypkę na całej skórze. Co
było potem?
JJ: Potem było swędzenie, pieczenie, smarowanie, krzyczenie, płakanie. I niejedzenie wielu rzeczy.
JŻ: Jana, czego nie możesz jeść?
JJ: No, trochę nie wiem.
SJ: Trochę nie wiemy i trochę też daliśmy sobie spokój z radykalną dietą. Poza tym Jana ma też własne wybory żywieniowe.
JJ: Nie jem mięsa. Od trzech lat.
JŻ: A czy ktoś jeszcze w Waszym domu nie je mięsa?
JJ: Tata.
SJ:
Jestem raczej takim fleksitarianinem, ale rzeczywiście od ponad roku
praktycznie nie jem mięsa. I muszę przyznać, że to Jana mnie
zainspirowała. Niejedzenie mięsa jest słuszne – czasem to dorośli uczą
się od dzieci.
My pewnie o AZS-ie [Atopowym Zapaleniu Skóry–
przyp. red.] możemy gadać godzinami i opowiadać różne zabawne i mniej
zabawne historie. Niemniej, to jest taki stwór, który z nami kilka lat
temu zamieszkał i cały czas gdzieś krąży wokół.
JJ: Potrafiła mnie piec zwykła woda.
SJ:
Było bardzo trudno, od pewnego czasu jest już lepiej. Wciąż jednak
każdy z nas nosi tę historię w sobie. Kiedyś pomyślałem, żebyśmy
napisali razem jakąś sztukę. Był to niekonkretny projekt, ciągle
odkładany, zawsze: „dobra, to za chwilę”. Bez deadline’u trudno było się
zmobilizować. W tym roku, wiedząc, jak mam zaplanowany kalendarz, nie
planowałem w ogóle brać udziału w Konkursie na Sztukę Teatralną dla
Dzieci i Młodzieży, co robię stale od 2016 roku. Ale – pojawiła się
kolejna choroba, tym razem na całym świecie. Niespodziewanie okazało
się, że mam dużo mniej pracy. Siedzieliśmy w domu i pomyślałem, że może
to jest odpowiedni moment, aby wspólnie stworzyć sztukę o Zamszałym
Staruchu. Plan był taki, że ja napiszę, a Jana pomoże mi wymyślać.
JJ: To zabrzmiało: „Jana pisze…”
Wszyscy: (śmiech)
SJ: Jana też czasami pisze, nie zawsze kończy. Co zrobiliśmy, by napisać sztukę?
JJ: Poszliśmy na spacer.
SJ: Poszliśmy na długi spacer.
JJ: Wspinaliśmy się, wchodziłam bardzo wysoko.
SJ:
I sobie po prostu rozmawialiśmy, jak tę historię opowiedzieć.
Zastanawialiśmy się, co może być bronią dzieci z AZS-em i ich rodziców.
JJ: Wyobraźnia!
SJ:
To było słowo, które stworzyło nam pomysł na połowę sztuki, głównie z
inspiracji Jany. Ja zajmowałem się spisywaniem naszych doświadczeń.
„Drapando...” to utwór właściwie reportażowy.
JJ: Oparty na faktach.
SJ: Ale są tam też elementy wymyślone. Jana nie chodzi do szkoły im. Marii Konopnickiej, ale w jej szkole też jest…
JJ: …taki hymn.
JŻ: Wasz hymn w sztuce jest przezabawny!
SJ:
Wspólnie z Janą zajmowaliśmy się głównie częścią wyobraźniową, gdy
rodzice pomagają Katie i starają się łagodzić ból córki. Najpierw
opowieść wymyślaliśmy razem, głównie podczas spacerów, potem ja
siedziałem przy komputerze, a Jana przychodziła sprawdzać. I niektóre
teksty usunęła.
JŻ:
Czytając, pomyślałam, że choć piszecie o AZS-ie, czyli chorobie, którą
nie do końca widać, to z tym doświadczeniami mogą się też utożsamić
osoby cierpiące na inne, mniej oczywiste przypadłości. Takie, których
czasami też na pierwszy rzut oka nie widać.
JJ:
Ale ja mam koleżankę, którą poznałam w szpitalu, która była cała
czerwona, wszędzie. Gdy przyszła do mnie na urodziny, to wszystkie
pozostałe dziewczyny się z niej śmiały. To nie było miłe.
SJ:
Byłoby wspaniale, gdyby osoby bez AZS-u odnalazły w tym tekście coś dla
siebie. Ale muszę przyznać, że w pisaniu „Drapanda...” najważniejszy
jednak był dla nas właśnie aspekt związany z problemami skórnymi.
Marzyło nam się, aby nasza sztuka była i śmieszna, i wzruszająca, ale
miała także nienachalny wątek edukacyjny: to jest choroba, którą nie
można się zarazić. Temu poświęcony jest wątek koleżanki Grażynki.
JŻ:
„Drapando...” to połączenie głosu w konkretnej sprawie z nutą
edukacyjną, misją, a jednocześnie pomysł na sztukę, która ma swoją
formę, ciekawą historię i czule przedstawionych bohaterów. Osobiście
czułam się prowadzona przez opowieść, która pokazuje mi odcienie świata,
które słabo znam, ale też daje przyjemność obcowania z tekstem, który
wzrusza, rozśmiesza i naprawdę mnie intryguje.
SJ:
Większość sytuacji w planie realistycznym to zapis naszych doświadczeń,
ale artystycznie opracowanych. Nie ma tam jednak żadnej przesady.
Pisząc, zastanawiałem się, na ile to jest wyłącznie nasza historia i
nasza potrzeba wyrzucenia jej z siebie, a na ile może być uniwersalna.
Pytaniem,
które Jana nam czasami zadawała w płaczu, a potem my wraz z żoną między
sobą, było: dlaczego ja? Dlaczego ona? Najprostsza odpowiedź brzmi: po
prostu tak wyszło. Niełatwo się z tym pogodzić. Wiemy jednak, że w
porównaniu z dziećmi śmiertelnie chorymi AZS to sielanka. Więc choć z
jednej strony nie mamy prawa się uskarżać, z drugiej – mamy za sobą
wiele koszmarnych momentów.
JŻ:
Piszesz to nawet w sztuce. AZS bezpośrednio nie zagraża życiu, ale jest
trudnym doświadczeniem dziecka, ale i zmianą sposobu funkcjonowania
całej rodziny. O tę rodzinę chciałabym Was też zapytać. Powiedzieliście,
że Waszą siłą w zmaganiu się z AZS-em była wyobraźnia, a mi podczas
lektury „Drapanda…” przyszło do głowy, że moc opisanej drużyny tkwi
także w tym, że trzyma się razem i cały czas się nawzajem wspiera.
SJ:
Bo chyba dlatego ludzie tworzą rodziny. Możemy się czasem na siebie
wkurzać, możemy być sobą zmęczeni, ale w przypadku zagrożenia i choroby
niesłychanie trudno byłoby żyć samemu.
JJ: Mi tylko czasami było przykro, że gdy ja płakałam, mój brat uciekał do swojego pokoju i chował się pod kołdrę.
SJ:
To nawet jest zdanie znawców psychologii – jeśli jeden z członków
rodziny choruje przewlekle, to doświadcza tego cała rodzina. W sztuce
jest taka scena, zaczerpnięta zresztą z rzeczywistości, gdy rodzice nie
mogą znieść bólu dziecka i płaczą, a wtedy Katie ich pociesza.
Prawdopodobnie nie powinniśmy byli dopuścić do takiej sytuacji – a
jednak. Dorośli, jak dobrze wiemy, też nie są wszechmocni.
JŻ:
Postać brata, Lloyda, także jest warta uwagi. Z jednej strony on po
swojemu przeżywał doświadczenia Katie, z drugiej wprowadzał komizm
sytuacyjny i językowy. Co w twoich, Szymon, sztukach w ogóle mnie nie
dziwi.
SJ:
Miałem wątpliwość, czy jednak ciągłe mówienie Lloyda o... No, nie ma co
owijać w bawełnę, o kupie, nie jest estetycznym ciosem poniżej pasa.
Ale w tym tekście są sceny tak mocne i trudne, że te wszystkie dziecięce
okołofekalne żarty pomagają szybko rozładować napięcie. Jeden z
najważniejszych filmów, jakie w życiu widziałem – mimo upływu lat – to
„Życie jest piękne”. Mistrzowskie przeplatanie śmiechu i łez. Wzór.
JŻ: Czy nie baliście się ujawniać w sztuce tylu szczegółów związanych z Waszym domowym, prywatnym życiem? Jak się z tym czujecie?
JJ: Trochę się wstydzę, a trochę cieszę, bo to może pomóc innym dzieciakom z AZS-em.
SJ: Zanim
zacząłem pisać sztuki teatralne – a ta przygoda trwa już 5 lat –
zajmowałem się głównie twórczością kabaretową. I czułem coraz większe
zmęczenie nieustanną presją żartu, bycia śmiesznym i błyskotliwym.
Okazało się, że w teatrze mogę opowiedzieć również o tym, co mnie boli, z
czym sobie nie radzę, czego nie rozumiem – bez nieustannego żartowania
na ten temat. Szczerość w pisaniu dobrze wpływa i na jakość tekstów, i
na rozumienie życia przez samego autora.
JŻ: Jana, co było najfajniejsze we wspólnym tworzeniu?
JJ: To, że mogłam ubarwić swoją chorobę, gdy spacerowaliśmy i się wspinałam.
JŻ: Zdradźcie, proszę, skąd wziął się tytuł.
JJ: Akurat muszę się podrapać!
SJ:
Tytuł składa się z dwóch części. Jako że w naszym domu „drapanie” było
odmieniane na wszystkie możliwe sposoby, to powstało także „drapando”.
Czułem jednak, że coś do tego trzeba dołożyć, więc poprosiłem Janę o
rozwinięcie skrótu AZS. Wtedy Jana usiadła do biurka, jak profesjonalna
pisarka, a po jakimś czasie wyszła z pokoju i powiedziała, że…
JJ: …Atak Zamszałego Starucha.
JŻ: Jana, powiesz coś więcej o tym autorskim rozwinięciu skrótu AZS? Z czym Ci się kojarzy?
JJ:
Z meczem rugby. Jak kładę się spać i mnie swędzi, to wyobrażam sobie,
że to jest mecz rugby, a moim przeciwnikiem jest Armia Zamszałego
Starucha.
JŻ: Jak wybuch pandemii wpłynął na Wasze pisanie?
SJ:
Przede wszystkim miałem mniej zleceń, a także dzieci były cały czas w
domu. Po lekcjach spędzaliśmy razem dużo czasu, np. graliśmy w
planszówki, by nie spędzać całych godzin przed ekranami. Choć oczywiście
czasem chcieliśmy z żoną, żeby dzieci po prostu zajęły się sobą. Pewnie
jak większość rodziców w tym czasie. To był też dobry moment na
pogadanie o AZS-ie. Najpierw był ten pamiętny spacer, potem pisanie i
dalsze rozmowy.
JŻ: Jana, jak wspominasz czas pandemii i niechodzenia do szkoły?
JJ: Źle! Źle! Źle!
SJ: Dlaczego?
JJ: Było smutno. Tęskniłam za szkołą: za paniami, za stołówką, za biblioteką.
JŻ: Co jeszcze robiłaś w tym czasie?
JJ:
Rysowałam według tutorialu Draw So Cute [kanał w serwisie Youtube –
przyp. red.], malowałam, czytałam. Przeczytałam szósty raz wszystkie
części Harry’ego Pottera, bawiłam się w ogrodzie. A ostatnio z sąsiadami
zrobiliśmy stoisko z lemoniadą, kanapkami i sałatką owocową.
JŻ: Takie stoisko było moim marzeniem w dzieciństwie, ale nigdy go nie zrealizowałam. Co poleciłabyś innym dzieciom do czytania?
JJ:
Na pewno Baśniobór, całego Harry’ego Pottera, wszystkie części
Percy’ego Jacksona i książkę „Tajemnicza moneta” z serii Niezwyczajni.
SJ: Ale jest jeszcze seria, której nie czytacie sami, ale ktoś Wam czyta.
JJ: A! Jeżycjada!
SJ:
Jana jak i jej brat czytają dużo, głównie książki fantastyczne. A my
wraz z żoną chcemy podsunąć im również lektury obyczajowe. Jeżycjadę
czytaliśmy w młodości i w dużym stopniu były to książki, które
ukształtowały nasz sposób myślenia i patrzenia na świat.
Nie
byliśmy pewni, czy dzieci „wejdą” w historie wymyślone 30-40 lat temu,
ale obecnie jesteśmy już na „Opium w rosole”. Te pierwsze tomy serii
Małgorzaty Musierowicz to świetna literatura, pełna czułości i humoru.
JŻ:
Słucham o Waszych lekturach i mam pewne spostrzeżenie. Dotychczas
Twoje, Szymon, sztuki, jakie znam, były realistyczne. Teraz, gdy swój
udział w procesie twórczym miała Jana, pojawiła się też część
fantastyczna, wręcz superbohaterska. Dwa żywioły: fantastyczny i
realistyczny, córki i taty.
SJ: (śmiech) Twoja umiejętność znajdowania klamr – pierwsza klasa!
JŻ: (śmiech)
Powiem Wam, że moment otwarcia kopert i informacja o tym, że autorem
zwycięskiej sztuki jest Szymon Jachimek był dla mnie zaskoczeniem. Dalej
– zaintrygowało mnie, że swój udział w tym miała i Jana. Dlatego też
zaprosiłam do rozmowy Was oboje. Powiedzcie, jakie macie plany związane z
teatrem w najbliższym czasie?
JJ:
Należę do Teatru Komedii Valldal. Właśnie przygotowujemy sztukę, w
której będę grała kurczaka. Być może będę cały czas na scenie.
SJ:
Mam nadzieję, że Jana będzie coś pisała, niekoniecznie dla teatru, bo
świetnie umie wymyślać. Zobaczymy! Sam obecnie mam plan przygotowywania
adaptacji jednego z polskich znanych dramatów, ale szczegóły to jeszcze
tajemnica.
JŻ: Jana, a czy Ty chciałabyś coś napisać dla teatru?
JJ: Nieee. No, ale może coś. Żeby się dostać na te warsztaty pisarskie, do tego Obrzycka.
Rozmowa odbyła się 3 lipca 2020 roku.
Atopowe
Zapalenie Skóry (AZS) – choroba skóry, której towarzyszy uporczywy i
nawrotowy świąd oraz liszajowacenie skóry. Schorzenie dotyka od 0,25 do
20% populacji. Początek rozwoju AZS przypada zwykle między 3. a 6.
miesiącem życia. Niektórzy naukowcy uważają AZS za chorobę
cywilizacyjną, której powszechność będzie rosła ze względu na
zanieczyszczenie środowiska. Więcej informacji: www.ptca.pl.
Jana Jachimek
– uczennica IV klasy Szkoły Podstawowej w Mostach. Laureatka Nagrody
Dyrektora Szkoły za rok szkolny 2018/2019. Interesuje się teatrem,
śpiewem i judo. Jest członkinią Teatru Komedii Valldal, gdzie zagrała w
spektaklach: „Wikingowie. Musical nieletni” i „Kra, kra, kra, czyli
zwierzęta na lodzie”.
Szymon Jachimek
– dramatopisarz, improwizator, artysta kabaretowy. Do 2014 roku był
członkiem nieistniejącego już Kabaretu Limo, od 2015 roku zajmuje się
głównie pisaniem oraz improwizacją komediową. Laureat nagród
dramaturgicznych, m.in. Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Zdobywca I
nagrody w 27. Konkursie na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży za
sztukę „Jeremi się ogrania. LOL”. W lutym 2020 roku odbyła się premiera autorskiego recitalu Szymona „Z dala od tonacji”.