Justyna Gołęcka: W podsumowaniu
sezonu 2017/2018 „Najlepszy, najlepsza, najlepsi…” miesięcznika “Teatr”, w
kategorii teatr dla dzieci/młodzieży
oraz teatr lalkowy znalazło się kilka
bardzo znaczących sformułowań krytyków: „nie za wiele widziałem”, „zbyt mało
widziałem”, „nie śledzę”… Skąd bierze się ta kiepska znajomość i uprzedzenie do
spektakli, które nie są „dla dorosłych”?
Zbigniew Rudziński:
Głosy o tym, że sztuka dla dzieci jest zupełnie inna, niższej jakości, już
dawno zostały uciszone. Za miarodajne
powinniśmy uznać decyzje kilku ostatnich komisji artystycznych Ogólnopolskiego
Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej: przyznanie najwyższych
nagród za spektakle i teksty dramatyczne. Wśród nich: “Sam…” oraz
„Piekło-Niebo” Marii Wojtyszko, „Ony”
Marty Guśniowskiej, “Chodź na słówko” i „Smoki” Maliny Prześlugi. A to tylko
niektórzy laureaci. Zaskakują więc świadectwa braku rozeznania wielu krytyków
jeśli chodzi o spektakle dla dzieci i młodzieży w ostatnim sezonie, który wcale
nie był gorszy od poprzednich. Warto wymienić chociażby
dwa spektakle Opolskiego Teatru Lalki i Aktora: „Zagubionego chłopca” duetu
Pałyga-Passini i „Marvina” Guśniowskiej-Aignera. Opinie, które pojawiły się w
“Teatrze” to moim zdaniem niechęć, a bardziej nieznajomość najnowszej
dramaturgii, która występuje bardzo powszechnie nie tylko w środowisku
krytyków, ale i samych twórców. Teatr dla dzieci i młodzieży nie jest alternatywą
teatru dla dorosłych. Jest teatrem. Raz dobrym, raz nie. Przekonanie o tym, że
rewolucje teatralne mogą odbywać się tylko w teatrze dla dorosłych, bo tylko
tam są ważne tematy i nowoczesne rozwiązania formalne, jest błędna. Nie ma
takiej zależności. Sztuka dla dziecka jest o tyle inna,
o ile widz dziecięcy jest inny, a krytyk powinien o tym widzieć i
próbować sprostać zadaniu, poznawać nowe zjawiska, a nie udawać, że ich nie ma.
J.G.: Mimo wszystko, w wypowiedziach
pojawiły się dwa nazwiska: Malina Prześluga i Marta Guśniowska, wielokrotne
laureatki Konkursu na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży. Czy sztuki obu
autorek to już klasyka polskiej dramaturgii dla najmłodszych?
Z.R: Ich
sztuki, od jakiegoś czasu, są na pewno klasykami polskiej sceny teatralnej.
Fakty mówią, że obie są związane z naszą instytucją, czyli Centrum Sztuki
Dziecka w Poznaniu i Konkursem na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży, od
bardzo wielu lat, ale kto o tym wie? Marta Guśniowska pojawiła się w konkursie
dwadzieścia, a Malina Prześluga kilkanaście lat temu. Jurorzy, którzy czytają
wszystkie sztuki wpływające corocznie na Konkurs mogą z całą pewnością
stwierdzić, że jako niekwestionowane damy polskiej dramaturgii mają już swoich
naśladowców. Wiele osób jest pod ogromnym wrażeniem tego jak i o czym piszą, a
tym samym próbuje w jakimś stopniu je naśladować. To jednak nie jest proste.
J.G.: Owocem Konkursu są zeszyty
Nowych Sztuk dla Dzieci i Młodzieży. Jakie były początki tego wydawnictwa?
Z.R.:
Zaczynając pracę w Ogólnopolskim Ośrodku Sztuki dla Dzieci i Młodzieży, ponad
trzydzieści lat temu, robiłem rozeznanie w jakim momencie jest teatr dla
dzieci. Pierwszą informacją było to, że pojawiało się bardzo mało nowych sztuk.
Dominowały adaptacje klasycznych baśni i lektur szkolnych, dlatego pomysłem na
zmianę było pozyskanie tekstów przez osoby, które kojarzono z literaturą i
sztuką dla dzieci. Pierwszy Konkurs na Sztukę…, w 1986 roku, był skierowany do
zamkniętego grona uznanych, zawodowych pisarzy. Przyniósł on niezły efekt, ale
formuła wykluczała pojawienie się nowych autorów, dlatego kolejna edycja była
już nieco bardziej otwarta. Zdobyliśmy nowe teksty i nieznane wcześniej
nazwiska - to było bardzo pozytywne zaskoczenie. Nasze działania zaczęły
obfitować w nowe sztuki dla dzieci i młodzieży i stąd nazwa zeszytów. Pierwsze
teksty były drukowane w “Scenie” oraz w kwartalniku “Sztuka dla dziecka”
wydawanym przez Ogólnopolski Ośrodek Sztuki dla Dzieci i Młodzieży w latach
1987-1995. Pierwszy zeszyt "Nowych Sztuk…" ukazał się w 1992 roku.
Pozyskanie przez nas nowych tekstów było równoczesne z proponowaniem teatrom
nowego repertuaru. I to bardzo dobrze chwyciło.
J.G.: Obok sztuk polskich autorów,
pojawiają się również propozycje najnowszych tekstów zagranicznych. Skąd
pochodzą te utwory?
Z.R.:
Źródła są różne. Pierwsze, w 1990 roku, wskazał prof. Jan Skotnicki - znawca
literatury oraz języka francuskiego. Dzięki niemu poznałem Barbarę
Grzegorzewską, która udostępniła mi tłumaczenia jednoaktówek Pierre Gripariego,
a także nietuzinkowego Philippe Dorina, również z Francji. O przekłady sztuk poprosiłem
wówczas Ewę Umińską, romanistkę i koleżankę z Ogólnopolskiego Ośrodka Sztuki
dla Dzieci i Młodzieży. Dzisiaj również zwracam się do niej z propozycją
tłumaczenia większości sztuk francuskojęzycznych. Drugie i nadal żywe źródło,
to poznany ponad 30 lat temu Henning Fangauf, specjalista w dziedzinie
dramaturgii i teatru w Kinder-und Jugendtheaterzentrum we Frankfurcie nam
Menem, który rekomenduje ciekawe, albo w opinii specjalistów najlepsze, sztuki
niemieckie. Kiedy spotykaliśmy się na festiwalach i zjazdach, przedstawiał mnie
wielu wyróżniającym się autorom, którzy przez lata przysyłali mi swoje
najnowsze dramaty. Nie znając języka niemieckiego, o streszczenia, opinie, a w
końcu całe przekłady prosiłem tłumaczy. Szczególnym zaufaniem obdarzyłem Lilę Mrowińską-Lissewską,
która niegdyś pracowała ze mną w sekcji teatru naszej instytucji. Rozumiemy się
i to ona bardzo często proponuje konkretne teksty, które otrzymujemy z
wydawnictw niemieckich czy austriackich. Źródłem sztuk były również moje
osobiste kontakty z tłumaczami, znawcami teatru i literatury: Hanną Baltyn,
Jolantą Jarmołowicz czy Kazimierzem Skorupskim. Te znajomości zaowocowały
wydaniem przekładów sztuk anglojęzycznych, węgierskich i francuskich. Czasami
byli to również uczestnicy Konkursu, pracownicy naukowi wyższych uczelni i
poznani miłośnicy obcych literatur. Na teatralnych ścieżkach spotkałem także
dramatopisarzy z Australii, Argentyny, Kuby czy Japonii.
Kiedy
sztuki zagraniczne pojawiały się na polskim gruncie, nikt nie miał odwagi ich
wystawić. Jednak sporo zainteresowanych
nową dramaturgią czytało te teksty, a to przekładało się na świadomość
literacką i reżyserską. Pierwszym teatrem, który zmierzył się ze sztukami
napływającymi do nas z zewnątrz był sąsiadujący Teatr Animacji, na czele z Januszem
Ryl-Krystianowskim, który miał odwagę i przekonanie, co do wartości tych
tekstów. Aktywny był również Teatr Baj Pomorski w Toruniu, Teatr Lalki i Aktora
w Opolu, Teatr Lalek “Pleciuga” w Szczecinie oraz zespoły spoza oficjalnego
nurtu, jak Teatr Obok, Wierszalin.
J.G.: Po drukowanych zeszytach
przyszedł czas na katalog www.nowesztuki.pl.
Co możemy w nim znaleźć? Jakie były jego założenia?
Z.R:
Po wydaniu około dwudziestu zeszytów Nowych Sztuk dla Dzieci i Młodzieży i
Kongresie Teatru dla Dzieci i Młodzieży zorganizowanym przez Centrum Sztuki
Dziecka w Poznaniu w 2005 roku dojrzał w nas pomysł założenia internetowego
katalogu współczesnych sztuk teatralnych dla dzieci i młodzieży - www.nowesztuki.pl. Chcieliśmy
informować teatry zawodowe, grupy amatorskie, nauczycieli i instruktorów o
wartościowych utworach zgłaszanych do konkursu. Poza tym, taki katalog miał być
zbiorem najnowszych tekstów zgromadzonych w archiwum CSD w Poznaniu oraz w
innych instytucjach bibliotekach szkół teatralnych, agencjach) dokumentujących
stan polskiej i obcej dramaturgii dla dzieci i młodzieży. Do katalogu
dołączyliśmy karty wybranych,
najważniejszych sztuk pisanych przed 1986 rokiem, m.in. Miłobędzkiej,
Wilkowskiego, Wojtyszki. Zakładaliśmy systematyczne uzupełnianie katalogu
kartami sztuk pozyskanych w konkursie oraz z innych źródeł. Na początek, w 2005
roku, dokonałem wyboru ok. 200 utworów z lat 1986-2005. Poprosiłem Martę
Karasińską, profesorkę teatrologii Wydziału Polonistyki UAM, a także Juliusza
Tyszkę, dziś profesora poznańskiego kulturoznawstwa, o zaproponowanie studentom
opracowania kart ww. 200 tekstów. Zgłosiło się ok. 30 chętnych, w tym Malina
Prześluga, którzy rzetelnie wykonali swoje zadanie, a niektórzy nawet zostali
zarażeni twórczością dramatopisarską. Nasze ambicje sięgały jednak dalej.
Chcieliśmy aby www.nowesztuki.pl były teatralnym portalem internetowym
informującym o scenicznych losach sztuk opisanych w katalogu, czyli o
premierach w teatrach zawodowych i recenzjach spektakli. Chcieliśmy zamieszczać
artykuły m.in. o współczesnym dramatopisarstwie i stać się przydatnym, jedynym
w swoim rodzaju portalem dramatopisarstwa dla dzieci i młodzieży. Obecnie
(październik 2018 roku) na portalu jest 590 kart utworów napisanych przez 266
autorów. Katalog wzbudza niesłabnące zainteresowanie, jest źródłem informacji
dla piszących oraz poszukujących tekstów. Ci ostatni, w tym głównie reżyserzy,
ale także piszący prace magisterskie, doktoraty, artykuły o najnowszej
dramaturgii otrzymują kopie zamówionych utworów.
J.G.: Jakie utwory dramatyczne i
który rok Konkursu pamięta Pan szczególnie? Co było zaskakujące?
Z.R.:
Są teksty, które się pamięta, bo zapowiadały pewien przełom, nowy etap w
rozwoju dramaturgii i było ich sporo. Mieliśmy poczucie, że takim tekstem,
który nie musi być wystawiany w teatrze lalkowym, co wtedy było ogromnym
atutem, jest sztuka Jerzego Niemczuka “Wszyscy kochamy Barbie”. Inne
interesujące teksty to: “Siedemset piętnaście zaginął” Joanny Kulmowej, teksty
Anny Onichimowskiej, np. “Pokój do wynajęcia”, który doskonale sprawdził się w
teatrze telewizji, pierwsze utwory Krystyny Chołoniewskiej - “Nieobecny”, a
także “Pięć minut” Liliany Bardijewskiej - to był jeden z nielicznych tekstów,
które autorka adresowała do młodzieży i odmienny od klasycznego stylu, który wypracowała. Wartym
uwagi był tekst Moniki Milewskiej “Dzieje sławnego Rodryga”, “W beczce chowany”
i "Szczurzysyn” Roberta Jarosza. Przedtem, “Piaskownica” Michała Walczaka
- tekst, który bardzo zaskoczył jurorów funkcją języka w budowaniu relacji
między bohaterami. Ten utwór jest chyba najbardziej znanym na świecie polskim
tekstem dla młodzieży. Teksty Marty Guśniowskiej - “Baśń o Rycerzu bez Konia” i
"Baśń o Grającym Imbryku", a później również “A niech to Gęś
kopnie!”, “Ony”, "Marvin” - wszystkie teksty były przełomowe. Dużym
szokiem dla całego jury była sztuka Piotra Bulaka “Derby”, gdzie język
środowiska kibolskiego stanowił o bohaterach i ich świecie. Najlepsze sztuki
Maliny Prześlugi z pierwszego okresu jej twórczości, to dla mnie "Bleee”,
“Stopklatka”, “Grande Papa” - nie zapomnę niesamowitego czytania tego tekstu
podczas warsztatów dramatopisarskich w Zaniemyślu. Cały czas myślimy o
przełamywaniu przyzwyczajeń widowni poprzez język i nowatorską formę. Wśród
współczesnych sztuk dla młodzieży jest jeszcze tekst “Jeremi się ogarnia. LoL”
Szymona Jachimka oraz “z czuba albo #byćjakzlatanibrahimowić” Tomka
Kaczorowskiego. Było zresztą jeszcze wiele zaskoczeń.
J.G.: Czy w takim razie coś jeszcze
jest w stanie Pana zaskoczyć?
Z.R.: Tego
nie wiem. Jest we mnie gotowość i chęć bycia zaskakiwanym. Nie ma końca postęp,
owszem, są czasami okresy w sztuce, że ilość rzeczy niesamowitych się
skumuluje, a później jest czas wyciszenia. Jestem przekonany, że rozwój
dramaturgii miał bardzo duży wpływ na przemiany zachodzące w teatrze. Zmiana tematów i języka sztuk
współczesnych jest inspirująca i wymaga od twórców teatru poszukiwania nowych
środków wyrazu. Stąd wypływa moja nadzieja, że przed nami będą jeszcze teksty
zaskakujące.
J.G.: Od ponad 30 lat jest Pan
związany z Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Jak zaczęła się fascynacja sztuką
dla dzieci i młodzieży?
Z.R.:
To przede wszystkim fascynacja samym dzieckiem, młodym człowiekiem, jego
wyobraźnią i wrażliwością, otwartością i gotowością poznawania wszystkiego
dookoła, doświadczanie świata, siebie, innych ludzi po raz pierwszy, najsilniejszy,
czysty. Dzieciństwo to najwspanialszy okres w naszym życiu i my, dorośli, może
nie wszyscy, o tym wiemy i powinniśmy próbować stworzyć dziecku takie warunki,
aby życiowe inicjacje były pełne, piękne, etyczne i estetyczne. Stąd też moje
zauroczenie i wspieranie teatru dla najnajów, od niedawna rozpoznanego i
oferowanego dziecku, ale i jego rodzicom. Ta fascynacja się nie kończy.
Wielkie
znaczenie na początku miał także bezpośredni kontakt i współpraca z wybitnymi
twórcami, którzy w dziecku widzieli nie
obiekt działań edukacyjnych, lecz
partnera wspólnej przygody, któremu coś daję, od którego coś ważnego dostaję:
Janem Dormanem, Krystyną Miłobędzką, Leokadią Serafinowicz, Maciejem Wojtyszką,
Andrzejem Maleszką, Peterem Schumannem. Bardzo ważne były kontakty z Ernestem
Bryllem, Maciejem Prusem, Jerzym Koenigiem. Miałem i mam szczęście obcowania z
twórcami oferującymi dzieciom i młodzieży coraz więcej, nieskrępowanymi
ograniczeniami, wyzwolonymi ze schematów kreatorami nowych rzeczywistości artystyczno-myślowych.
Wśród nich jest Roberto Frabetti, Susanne Lebeau, Philippe Dorin. Do tego grona
dołączyli wspaniali, polscy dramatopisarze i reżyserzy, którzy nie bali się
ryzyka, proponowania nowego języka scenicznego, bo nową dramaturgię uznali za wyzwanie
do tworzenia nowego teatru. Ich twórczość była na tyle inspirująca, że
Wrocławski Teatr Lalek powołał 5 lat temu Przegląd Nowego Teatru dla Dzieci, a
Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu - Festiwal Małych Prapremier.
J.G.: Dokąd, według Pana, zmierza
polski teatr dla dzieci i młodzieży? Co wynika z Pańskich obserwacji?
Z.R: Myślę,
że będzie postępował proces zacierania różnic, najrozmaitszych, między tym
teatrem a teatrem dla dorosłych, wyzwolenia się – jak dawno temu pisałem, a
wtedy to było bardziej życzenie niż fakt – z murów getta i jednocześnie
enklawy. Nadal będzie teatrem z dominującą rolą autora,
z jednej strony, i odważnych wizjonerów sceny: scenografów, reżyserów, ale i
kompozytorów, z drugiej. Obok realizacji klasycznych baśni, bo
tradycja też powinna być ciągle obecna, w repertuarze będzie coraz więcej
spektakli podejmujących pomijane dotychczas tematy i stosujących nowatorskie
środki ekspresji. Będzie to teatr artystyczny, nie bojący się eksperymentu, bez
którego nie ma postępu, poszerzania granic sztuki. Największe znaczenie będzie
miał nadal ambitny teatr lalkowy, który potrafi godzić wysokie walory
literackie z wizualnymi i dźwiękowymi, doskonałość wykonawczą aktorów z
otwartością i bezkompromisowością dziecięcej widowni. Dzisiaj już chyba nikogo
nie trzeba przekonywać, że dzieci przyjmują nowości bez żadnych oporów. Inaczej
duża rzesza dorosłych, nauczycieli, rodziców czy urzędników. Dawno wiedzieli o tym Dorman i Miłobędzka.
Mam też takie przeczucie, poparte konkretnymi przykładami, że coraz większe znaczenie będą miały pary artystyczne (m.in. Marysia Wojtyszko i Kuba Krofta), a nawet tercety i kwartety z autorem, reżyserem, scenografem i kompozytorem w składzie (przykładem Guśniowska-Aigner-Hubiczka-Klimek). Aktorzy zazwyczaj lubią i szanują pracę z doskonale rozumiejącymi się nawzajem twórcami. Wszak teatr to gra zespołowa.
Wywiad ukazał się w kwartalniku kultury i edukacji teatralnej "Scena", nr 3-4 (95/96)-2018 jesień i zima.