Może da się to samo powiedzieć
bardziej fortunnie? Jak myślisz? – rozmowa z Magdaleną Sękowską, psychologiem,
psychoterapeutą. Spotkanie odbyło się z okazji premiery „Sztuki bez babci”.
Justyna Gołęcka: Kto bardziej obawia się śmierci, rodzic, czy dziecko?
Magdalena Sękowska: Przeżycie śmierci bliskich jest bardzo silnie
związane z relacjami, przekonaniami i wzorcami wyrażania emocji, które dominują
w naszej rodzinie. Dziecko zaczyna myśleć intencjonalnie o śmierci dopiero między
piątym a siódmym rokiem życia. W tym wieku młody człowiek bardzo boi się
śmierci. Jest to lęk abstrakcyjny, obawa przed tym, że rodzice po prostu
znikną. Natomiast rodzice boją się tego, jak dzieci poradzą sobie z
doświadczeniem śmierci i utraty, stąd trudno jednoznacznie powiedzieć, kto ma
większe obawy. Myślę, że śmierć w naszym życiu jest dużym wyzwaniem.
Czy dzieci przeżywają żałobę?
Nie przeżywają żałoby rozumianej
w sensie kulturowym. Dzieci niewątpliwie odczuwają stratę i to ma swoje różne
etapy. Ludzie bardzo różnie reagują na śmierć najbliższych. Nie da się tego ani
zaplanować, ani przewidzieć, jednak wszystko, co dzieje się wokół śmierci ma
swoją logikę. Dopiero wtedy, gdy towarzyszę ludziom w przeżywaniu ich utraty,
mogę zrozumieć, dlaczego ktoś zamknął się w sobie, albo nie chce wyjść z
żałoby. Niewątpliwie im młodsze dziecko, tym bardziej śmierć jest dla niego
tajemnicza, mniej osadzona w rzeczywistości. Często towarzyszą jej
symbolizacje, określenia płynące od rodziców, typu: „babcia poszła do Bozi”,
„wyjechała w podroż”, co nie jest prawdą. Dziecko jedenastoletnie ma już
większy kontakt ze swoja psychiką i swoimi wrażeniami. Może mieć bardziej
naturalistyczne wyobrażenie śmierci, trumny, ziemi, a w niej robaków. Jest to
faza w rozwoju, w której dziecko operuje obrazami zbliżonymi do realności.
Rozumie proces odchodzenia. Oczywiście bardzo dużo zależy kim jest osoba, która
umiera, jakie są relacje między nim a dzieckiem. Jeśli są to dziadkowie, to
można szukać wytłumaczenia w wieku, chorobie. Czymś innym jest zderzenie z
sytuacją, gdy umiera rodzic, np. nagle. To może być bardzo traumatyczne doświadczenie.
Z czym wiąże się strata?
Strata jest związana ze smutkiem,
natomiast są też pewne fazy przeżywania śmierci. Jest gniew, zaprzeczenie,
targowanie się z Bogiem, odniesienie do siły wyższej, jest etap zadawania pytań
– „dlaczego ja, dlaczego mnie to spotyka?”. Na końcu przychodzi pogodzenie się
z utratą. Tęsknię, ale uznaję, że kogoś już nie ma. Ten smutek jest emocją,
która integruje wiele innych. Ważne jest zmierzanie do akceptacji faktu, że
tego kogoś już nie ma, ale jestem ja z doświadczeniem śmierci i wspomnieniem
bliskiej osoby.
Dorosłym często wydaje się, że dzieci nie powinny się smucić, czy
smutek u dziecka powinien być niepokojącym objawem?
Świat psychiczny ma pewien
porządek i swoje naturalne oblicze. Rodzimy się z emocjami, natomiast sposób
ich ekspresji jest wyuczony. Jest to forma zachowań, których uczymy się w
naszym rodzinnym domu. Bardzo dużo zależy od tego, na ile w naszym najbliższym
otoczeniu jest przyzwolenie na wyrażanie smutku. W Polsce ta emocja często kojarzy
się z czymś złym, ze stanem odbiegającym od normy, bliskim depresji, dlatego
jest odbierany negatywnie. Gorzej, gdyby dziecko było ciągle smutne. Wtedy
możemy powiedzieć, że dzieje się coś złego. Smutek jest bardzo zdrową emocją,
jest ujawnioną reakcją na brak, stratę, tęsknotę, zakończenie, pozbycie się
czegoś. Jeżeli ktoś był dla mnie ważny to moje przeżycie smutku jest
najbardziej autentyczną reakcją na to, że już go nie ma. Zdrowe emocje polegają
na tym, że je przeżywamy, one mijają i przychodzą inne.
W jaki sposób wesprzeć dziecko w utracie bliskiej osoby?
Trzeba mu towarzyszyć, pozwolić
na wyrażenie i przeżycie emocji. Towarzyszyć, to znaczy powiedzieć – „masz
prawo być smutna, wiem, że babcia była dla ciebie ważna”. Tuszowanie, albo
zmierzanie do odwrócenia uwagi dziecka, np. poprzez nagradzanie go za to, że
będzie uśmiechnięte i zadowolone, nie jest dobre. W takich sytuacjach płacz,
chęć izolacji jest czymś naturalnym. Z mojej praktyki wynika, że dorosłym nie
jest łatwo towarzyszyć dzieciom w przeżywaniu różnych emocji, bo to konfrontuje
rodzica z jego doświadczeniami. Im bardziej dojrzały, zintegrowany, spójny w
sobie rodzic, tym łatwiej stanie się towarzyszem dziecka. Niepoukładany
emocjonalnie dorosły będzie chciał kontrolować dziecko, mówić jak powinno się
zachowywać, co w efekcie nie spowoduje niczego dobrego.
Są rodzice, którzy unikają lub nie dopuszczają dzieci do tematów tabu
bojąc się o ich bezpieczeństwo i zachwianie równowagi jego beztroskiego
dzieciństwa. Czy unikanie trudnych tematów może być sposobem na problem? Jakie
są konsekwencje takiego postępowania?
Dzieci uczą się odczytywania
cudzych emocji od pierwszych miesięcy życia, chociażby poprzez synchronizację z
osobą dorosłą – kiedy dorosły się uśmiecha, dziecko to naśladuje. Poziom
werbalny nie jest najistotniejszym kanałem komunikacji, bo dzieci odbierają
emocje po całej masie sygnałów, napięć i atmosfery. Rodzice często myślą, że
dziecko nic nie wie, bo nie rozmawiają z nim/przy nim na dany temat, ale ono wie
bardzo dużo. Brak rozmowy nie oznacza, że problem nie istnieje. To, że dziecko
nie porusza trudnego tematu, nie znaczy, że go nie przeżywa. W środowisku
rodziny uczymy się również tego, na jakie tematy nie należy rozmawiać.
Mam poczucie, że dzisiaj dzieci
są bardzo intensywnie chronione przed sytuacjami trudnymi. Poprzez tworzenie
nierealnego obrazu świata, wzmacniane jest w dzieciach poczucie bezradności
oraz niechęć do konfrontacji z rzeczywistością. Obrona młodego człowieka przed
różnymi doświadczeniami, również nieprzyjemnymi, oznacza, że odbieramy mu
możliwość eksperymentowania, poznania siebie i swoich reakcji, wykluczając tym
samym ważne elementy rozwoju. To tak jakbyśmy mówili – „wiem, co dla ciebie
jest dobre” – a tego nigdy nie wiemy.