Joanna Żygowska: „Zmęczona historia, czyli milion przygód na dobranoc”
to tekst dla młodszych dzieci. Twoje poprzednie teksty były raczej dla
młodzieży. I miały zupełnie inny charakter. Powiem Ci, że tegoroczny
Konkurs przyniósł mi kilka zaskoczeń autorskich. Sztuka Twojego
autorstwa jest jedną z nich.
Kuba Kapral:
„Zmęczona historia…” powstała już jakiś czas temu jako opowiadanie dla
dzieci. Dla moich synów. Jest zapisem naszych wieczorów i sytuacji
związanych z zasypianiem. Gdy wróciłem teraz do tego tekstu, zacząłem
się zastanawiać, czy by nie wznowić w domu cowieczornych sesji
opowiadania bajek. Potem jednak przypomniałem sobie, jak bardzo męczące
były to wieczory. Gdy po całym dniu pracy, zajmowania się dziećmi i
spędzania z nimi czasu trzeba było jeszcze wymyślać bajkę na dobranoc.
Postanowiłeś zatem powrócić do tego tematu w sztuce?
Trochę
tak. Dzięki tym wieczornym wysiłkom powstało mnóstwo opowiadań, stąd
pomysł na sztukę o chłopcu, który domaga się opowieści od zmęczonego
rodzica. Historia potoczyła się sama. Dokładnie jak w innych
opowieściach tego typu.
Jesteś zmęczony usypianiem dzieci?
Teraz
już nie, bo wypracowaliśmy sobie sposoby – mamy domowe, wieczorne
rytuały. Dzieciaki są już w takim wieku, mają 4 i 7 lat, że zasypianie
nie trwa już bardzo długo i nie jest męczące. Teraz to już przyjemność.
Chcesz się podzielić Waszymi wieczornymi rytuałami?
Przez chwilę było karate, bardzo śmieszne, z różnymi ciosami typu: cios brzucha, cios bąka, cios tańca-przytulańca.
Nie zdradzaj więcej szczegółów, osoby czytające będą miały niezłe zadanie, by zinterpretować te pomysły.
Teraz sobie rysujemy na plecach i zgadujemy, co to jest. To bardzo przyjemne.
Masażyki – wspaniała zabawa.
Z
zabaw z własnymi dziećmi lubię najbardziej takie, które polegają na
jakimś kotłowaniu się, zwarciu. To dla mnie kwintesencja zabawy.
Fizyczne wygłupy.
W „Zmęczonej historii…” też się kotłuje.
Kotłuje
się. Lubię takie rozpasanie wyobraźni. Tu była okazja, żeby temu
rozpasaniu dać wyraz. Historia mogła potoczyć się w każdym z miliona
kierunków. A potoczyła się właśnie tak, siłą czegoś, co jest ciągiem
skojarzeń, nawarstwień, które się zbierają.
Jakimi torami podążała Twoja wyobraźnia? Skąd się wzięły te konkretne przedmioty, dlaczego tak je łączyłeś?
Nie
mam pojęcia. To jest może pytanie do psychoanalityków twórczości, jeśli
tacy jeszcze istnieją. Wiele historii, które tworzę, mają swój zalążek w
konkretnym momencie, chwili, a potem sobie płyną. Mają swoją wewnętrzną
logikę i dynamikę rozwoju. Jest kilka rzeczy, które szczególnie lubię,
np. humor skatologiczny. W „Zmęczonej…” trochę go jest. Moje dzieci to
uwielbiają, chyba większość dzieci to lubi.
Chwilę
po ogłoszeniu werdyktu 31. Konkursu napisałeś na Facebooku, że sztuka
nie powstałaby, gdyby nie Twoje dzieci. Co to znaczy?
Tekst
by nie powstał, gdyby nie nasze opowieści na dobranoc. Czy sam z siebie
bym wymyślał takie opowieści? Może tak. Ale nie w takiej liczbie i w
takim natężeniu, gdyby nie ich wymagania. To ich sprawczość. W sztuce
jest zapis nie tyle naszego konkretnego wieczoru, ale sytuacji. Przy
usypianiu często były próby wymiksowania się z obiecanek.
Mam
wrażenie, że „Zmęczona” rozwija się właśnie na takim… zmęczeniu. Gdyby
ją wycyzelować, formalnie lub treściowo, byłaby czymś zupełnie innym.
To
też jest o tym, że czasami po prostu nie masz pomysłu na opowieść. I
zaczynasz opowiadać prawie na siłę. Był sobie guzik. Miał jedną dziurkę.
Tato, śpisz? Nie, nie. I przez guzik wpadła nitka. Tato, śpisz… To jest
takie wymęczone. Jednak, gdy zmobilizujesz się do wysiłku, to daje
efekty. W „Zmęczonej…” są momenty, w których tego ojca niesie, sam się
wkręca, bardziej niż dzieciak. Tak chyba jest ze wszystkim – czasami się
nie chce, ale włożony wysiłek przynosi efekty.
Też
mam wrażenie, że ten tekst konstruuje rodzaj bałaganu myśli,
nieuporządkowania skojarzeń. Ale także organizuje go sinusoida
zaangażowania i zmęczenia.
Na
tym właśnie mi zależało. Na zapisie stanu, który towarzyszy wieczornym
rytuałom zasypiania. Czasami się kompletnie nie chce, czasami chce.
Możemy
zatem powiedzieć, że dramaturgia zaczerpnięta ze stanu umysłu rodzica
tworzy szkielet. A wypełnia go fabuła – wariant wieczornej opowieści.
Tak.
Plus to, że chciałem zostawić w tekście przestrzeń dla teatru,
szczególnie teatru formy, w którym mogłoby się znaleźć miejsce dla
animanta. Bo ja śledzę, co się pisze o teatrze dla dzieci.
Michał
Derlatka w pokonkursowej rekomendacji pisał nawet, że ten tekst
świetnie by się sprawdził w teatrze lalek. Chyba też empatyzował z Tobą
jako z tatą usypiającym dzieci.
Dzieci czasami chodzą do teatru z przedszkolem, ale bardzo często też z rodzicami. Tu mamy historię dla obojga.
Czy podczas pisania myślałeś o odbiorcy?
U
mnie raczej jest tak, że najpierw przychodzi szał twórczy. A potem
zobaczymy. Możliwy wiek odbiorcy zaczyna mi się czasami krystalizować w
trakcie pisania. Trochę inaczej było z moim drugim konkursowym tekstem
„Inni”…
…który zakwalifikowałyśmy wraz z Katarzyną Grajewską do drugiego etapu.
Tam
od razu określiłem odbiorcę, to raczej młodzież. Tekst był napisany z
konkretnym przesłaniem. Skupiłem się na nim trochę bardziej, dłużej nad
nim pracowałem. Natomiast w „Zmęczonej…” dałem sobie wolną rękę, mogłem
absolutnie wszystko. Nie miałem ograniczeń, które bym sam na siebie
nałożył.
W „Innych” jest wyraźna myśl, idea. I palindromowy koncept, który wymagał samodyscypliny.
A „Zmęczona…” płynie.
Co na tę sztukę powiedziały Twoje dzieci?
Jeszcze
jej nie znają. Znały tylko opowiadanie, które kiedyś powstało, ale
nawet nie zostało ukończone. Z powodu zmęczenia. W pewnym momencie się
przerwało.
[Edit na etapie autoryzacji: Wysłuchały i powiedziały, że fajne].
Dobrze, że wróciłeś, mimo zmęczenia.
Kiedy
zastanawiałem się, jak odpowiedzieć na apel krytyki teatralnej związany
z wypowiadaną potrzebą tekstów dla teatru formy, to pomyślałem, że mam
taką historię. Wydaje mi się, że „Zmęczona…” może być dobrym materiałem.
To był drugi motyw, który mnie pchał, by napisać tę sztukę. Chciałem,
by nie było to tylko gadanie, ale utwór z potencjałem wizualnym.
Uroku tej sztuki upatrywałabym także w tym, że charakteryzuje ją bezpretensjonalna prostota pomysłu.
Być
może jest tak dlatego, że powstawała równolegle z „Innymi”. W nich jest
ciężar – ważny temat, zaangażowanie, jakaś podskórna powaga. Planując
„Zmęczoną…”, pomyślałem, że tekst nie zawsze musi mieć to tematyczne
obciążenie, nie zawsze musi być w sprawie. Chociaż ja to bardzo lubię.
Tę sztukę traktuję jako dobrą zabawę. To ma być wizualna, logiczna,
słowna frajda. By dać zadowolenie, radość.
Kuba, to jest właśnie zaskoczenie „Zmęczoną…” – Twoje dotychczasowe sztuki, choćby wyróżniona rok temu „Amaja”, są w sprawie. Można by je nazwać wręcz manifestami.
To też jest w jakimś sensie manifest – manifest nieskrępowanej wyobraźni. Nie zawsze trzeba się tak napinać.
Czy lockdown miał wpływ na Twoje pisanie?
Pandemia
wykasowała mi wszystkie zaplanowane prace, od A do Z. Wyjazdy, szkoły,
warsztaty. Zostałem bez pracy. Miała ją moja żona, zatem ja spędzałem
całe dnie z dziećmi. Pracowałem w przerwach, gdy oni np. oglądali bajkę,
wieczorami. Czas pisania bardzo mi się zmienił. W zwyczajnym trybie
zdążyłbym napisać sztuki na pierwszy termin Konkursu. Taki był plan. W
nowych okolicznościach były mi potrzebne dwa dodatkowe tygodnie. Bez
tego pewnie musiałbym się spiąć, by napisać.
Czyli w nowej sytuacji miałeś mniej czasu na pisanie, bo życie domowe wymagało innego zaangażowania?
Właśnie
tak. Pierwsze dwa miesiące były też obciążone lękiem o to, co będzie.
Na samym początku napisałem tomik poetycki o topielcach. Ten rodzaj
skanalizowania lęków pomógł mi przetrwać. Zbiorek jako terapia. Ale
także to, że miałem zaplanowane konkretne teksty do napisania,
dokończenia, pozwalało mi jakoś odnaleźć się w tej sytuacji. Odkąd mamy
dzieci, nauczyłem się, że trzeba sobie w czasie doby wyznaczyć czas na
pisanie. Na szczęście nauczyłem się już to robić. Pod tym względem
współistnienie z nimi w czasie pandemii niewiele różniło się od czasu
wcześniejszego.
U
mnie było dokładnie odwrotnie. W czasie pandemii mało pisałam, ale
bardzo dużo czytałam. W znacznym stopniu właśnie sztuki teatralne. 183
teksty pozwoliły skutecznie zająć głowę przez pierwsze tygodnie
lockdownu. A ja bardzo lubię konkursowy tryb czytania.
Gdybym
miał przymus czytania, być może byłoby inaczej. O ile pisanie szło mi
gładko, ze skupieniem na lekturze było dużo trudniej.
Kuba, co jest dla Ciebie ważne w pisaniu dla dzieci, młodzieży?
Czekam na sławę i pieniądze. (śmiech)
To może za momencik, dobra? (śmiech)
A
tak serio to myślę, że wspaniałe jest rozmawianie z dziećmi o tym, że
świat może być różnorodny, że to jest dobre. Że są inni, którzy nie
muszą być wrogami. To jest dla mnie istotne ze światopoglądowego punktu
widzenia. Dorośli ludzie są dzisiaj bardzo spolaryzowani. Właśnie w
twórczości dla młodych widzę możliwość wpływania na świat, zmieniania
go. Z drugiej strony myślę, że tymi tekstami sam kontaktuję się ze
swoimi wewnętrznym dzieciakiem. Lubię jak w sztukach jest dużo humoru,
dużo się dzieje i wszystko jest takie fantazyjne.
Rozmowa odbyła się 9 lipca 2020
Kuba Kapral
– kulturoznawca, dramaturg, twórca teatralny, happener, pedagog, autor
słuchowisk, pracujący w wielu miejscach. Animator działań grup: Koło
Gospodyń Miejskich i LUDUCIOS. Współpracował z Teatrem Porywacze Ciał,
Teatrem Usta Usta Republika, Teatrem Ósmego Dnia i Teatrem Strefa Ciszy.
Członek Teatru Palmera Eldritcha i grupy Circus.