„Cierpliwie czekam”
O nowej dramaturgii dla dzieci i młodzieży ze Zbigniewem Rudzińskim z Centrum Sztuki Dziecka rozmawia Maria Maczuga (kultura.poznan.pl).
Maria Maczuga: Na 28. Konkurs na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży (organizowany przez CSD – przyp. red.) wpłynęło aż 137 dramatów. Nagrodzonych i wyróżnionych zostało w sumie 10 tekstów. Czy to znaczy, że poziom konkursu był wysoki, a wybór trudny?
Zbigniew Rudziński: Prawdopodobnie tak się złożyło, że ilość sztuk poszła w parze z jakością. Zawsze dążę, aby jak najwięcej autorów odczuło, iż warto próbować, a ich praca jest godna kontynuacji. Werdykt stanowi wypadkową kilku przekonań, które zmierzają do maksymalnej obiektywizacji. Dlatego tyle tekstów zasłużyło na wyróżnienie i opublikowanie w naszym wydawnictwie – „Nowych Sztukach dla Dzieci i Młodzieży”. Najnowszy, 42. Zeszyt jest najobszerniejszym tomem w całej historii. Sprawiało nam to nawet pewne wydawnicze problemy. Oprócz opublikowanych sztuk, nadesłano jeszcze co najmniej kilka interesujących tekstów. Ich opisy zamieścimy w katalogu „NoweSztuki.pl”.
Zgłaszane teksty są bardzo różne pod względem tematycznym, językowym czy estetycznym. Jakie jest główne kryterium oceny tekstu?
Niezwykle trudno porównać sztuki kierowane do dzieci do czterech lat, dzieci do dziesięciu lat, najnajowej młodzieży i młodzieży starszej. Wyczuwalna jest także różnica między pisaniem przez zawodowców i przez amatorów. Jurorzy podejmują próbę jak najbardziej obiektywnej oceny myśli zawartej w tekście i sposobu, w jaki ta myśl zostaje podawana czytelnikowi czy widzowi przez autora. To konkurs na sztukę teatralną, więc ważny jest dla nas wyznacznik sceniczności. W skład jury wchodzą reżyserzy, którzy zwracają uwagę na ten aspekt.
Dramatopisarze od lat chętnie sięgają po konwencję baśniową, zwłaszcza adresując teksty do młodszych dzieci. Podobnie postąpiła Katarzyna Mazur-Lejman, autorka, która otrzymała pierwszą nagrodę za dramat pt. „Gwiezdnik”. Czym charakteryzuje się baśniowość w konkursowych sztukach?
Zawiera sporo elementów unowocześniających, lecz w sumie jest tradycyjna. Jeśli inicjacja teatralna nastąpi poprzez tekst bardzo nowoczesny, to istnieje obawa, że dziecko go nie zrozumie, będzie się bało, a nawet może odrzucić teatr. Dlatego chcemy też docenić tradycyjne baśnie dla dzieci. We wszystkich naszych nazwach, wydawnictwach czy katalogu, pojawia się określenie „nowe sztuki”, ponieważ to był główny zamysł, gdy w 1986 roku narodził się konkurs.
Jeszcze niedawno zazdrościliśmy dramaturgom zagranicznym swobody, z jaką podejmowali trudne, często tabuizowane, tematy. Różnorodne ujęcie tematu śmierci, przemocy w rodzinie czy wojny w opublikowanych tekstach świadczy o rozwoju polskiej sztuki. Czy jest jeszcze coś, czego rodzimej dramaturgii brakuje?
Nie, lecz we Francji, Niemczech czy krajach anglosaskich, istnieje większe oczekiwanie sztuk, w których język jest bardzo istotny. Czasami nie myśli się o przełożeniu ich na scenę, tylko delektowaniu się historią, sposobem jej opowiadania, budowania postaci. Takie podejście wciąż jest nam dosyć obce. Po niektóre z zagranicznych tekstów nikt w polskim teatrze nie sięga, ponieważ ich główną wartość oraz nośnik stanowi słowo, a cierpliwość naszej publiczności ma trochę inny wymiar. Zachodnioeuropejska dramaturgia od bardzo wielu lat żywi się językiem i wyobraźnia literacka zostaje uszanowana skupieniem widzów. Małe dzieci nie buntują się, nie kręcą, lecz wchodzą w opowieść, słuchają pięknych fraz i ważnych słów. U nas również zmienia się to na dobre, ale nadal trwa proces.
Luka w obszarze dramaturgii dla nastolatków wypełnia się. Coraz więcej sztuk można przyporządkować do grupy męskich tematów, m.in. „z czuba albo #byćjakzlatanibrahimović” Tomasza Kaczorowskiego. Czy rodzi się też kategoria dramaturgii dziewczyńskiej?
Powstają takie teksty i zostają zgłoszone na konkurs, lecz nie są jeszcze tak fantastyczne, żeby jury je doceniło. W przeciwieństwie do literatury prozatorskiej nie ma ich wiele. Wyróżniona „Opowieść o Dziewczynce-Wiewiórce” Jarosława Jakubowskiego sygnalizuje tę tematykę, jednak pozostaje uniwersalna.
W najnowszym wydaniu „Nowych Sztuk” dominuje powaga. W ubiegłych latach było więcej komizmu. Czyżby wcześniej wynikało to z inspiracji humorystycznymi tekstami Maliny Prześlugi i Marty Guśniowskiej?
Z całą pewnością istnieje grono dramatopisarzy, którzy są pod tak dużym wrażeniem, że nie potrafią tego ukryć. Kiedyś zabawa słowem, skojarzenia charakteryzowały twórczość wąskiej grupy autorów i to tych najwspanialszych, jak pani Krystyna Miłobędzka czy Maciej Wojtyszko. Ta tendencja zniknęła na długi czas, aż do momentu, gdy zaczęły pisać Malina i Marta. Mocno zainspirowały kolejnych twórców. Sztuka dla młodego odbiorcy bez humoru to rodzaj ryzyka, ponieważ śmiech dla dziecka jest czymś naturalnym, integralną częścią życia. W ubiegłym roku elementów komizmu pojawiało się dużo więcej w związku z tym, że hasło Biennale Sztuki dla Dziecka brzmiało „Do śmiechu”. Na autorów, ludzi wrażliwych, wpływa to, co się dzieje wokół nich, w rzeczywistości społecznej. Tym razem sztuk traktujących o losach uchodźców, w których pada słowo Aleppo czy Donbas, było sporo, nie tylko opublikowana „Krzysztof Cover Baczyński” Piotra Przybyły.
Czy do młodzieży również łatwiej dotrzeć komicznymi tekstami?
Przełamywanie powagi komizmem stanowi atut tekstów dla nastolatków. Młodzież ma bardzo określone oczekiwania. Największą bolączką sztuk adresowanych do nich jest nadmiar dydaktyki. Oni nie lubią, żeby ich pouczać, ustawiać. Chcą, aby zostawiać wolne miejsca, które trzeba samemu zinterpretować. Gdy ważny temat zostanie pokazany w nieschematyczny sposób, inny niż w szkole czy telewizji, mocno się angażują. Jest coraz więcej takich tekstów, choćby nagrodzony „Pająk i dziewczynochłopak” Kuby Kaprala.
Młodzież czyta dramaty?
Na pewno czyta, ale to ciągle bardzo wąskie grono. Młodzież raczej sięga po powieści, a nie sztuki teatralne. Nasze wydawnictwo ma ograniczony zasięg, nie jest rozpowszechniane przez sieć księgarni. Młoda publiczność chwyta za tekst zazwyczaj dopiero po inscenizacji, gdy sztuka ma dobre recenzje. Projekt edukacyjny „Teatr w klasie” w Teatrze Powszechnym w Warszawie przyczynia się do wzrostu czytelnictwa dramatów. Także w Lublinie odbywa się dużo czytań tekstów dla młodzieży.
A jaki jest plan repertuarowy Sceny Czytanej Centrum Sztuki Dziecka?
Małym dzieciom zaprezentujemy „Karmelka” Marty Guśniowskiej. Rozważamy również dwa lub trzy nagrodzone teksty dla młodzieży.
Które z opublikowanych w najnowszym tomie tekstów doczekają się realizacji scenicznych?
Tego jeszcze nie wiadomo. Wrześniowe warsztaty dramatopisarskie w Obrzycku, na które zostają zaproszeni m.in. autorzy nagrodzonych sztuk oraz dyrektorzy teatrów odpowiadający za stronę artystyczną, to zawsze moment przełomowy. Tam po lekturze Zeszytu i wysłuchaniu performatywnych prezentacji rodzą się pomysły. Spotkania w Obrzycku inspirowały wielu dyrektorów do zajęcia się nowymi tekstami. Niektóre spektakle oparte na nagradzanych sztukach powstawały dość szybko po zakończeniu warsztatów.
Często zdarza się, że w różnych teatrach odbywają się premiery tego samego tytułu opublikowanego w Zeszycie, a inne sztuki pozostają niedostrzeżone. Dlaczego tak się dzieje?
To mechanizm ostrożności, obawy przed podjęciem ryzyka. Istnieje pokusa, by sięgnąć po tekst, który został już sprawdzony oraz wysoko oceniony. Cierpliwie czekam na realizację wielu bardzo dobrych publikowanych tekstów, które cały czas znajdują się w poczekalni.
Wywiad ukazał się na stronie kultura.poznan.pl (źródło)
Zbigniew Rudziński – absolwent polonistyki, studiował we Wrocławiu i w Poznaniu. Od 30 lat w Centrum Sztuki Dziecka kształtuje działalność teatralną tej instytucji, m.in. redaguje wydawnictwo Nowe Sztuki dla Dzieci i Młodzieży, jest jurorem Konkursu na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży oraz kuratorem Warsztatów Dramatopisarskich. Propaguje także teatr dla najnajmłodszych.