Elipse
Powrót

Wywiady

03.03.2023

Dziecko, które zawsze chciało zajmować się teatrem

„Wybieram teksty, które stają się inspiracją, punktem wyjściowym. Zawsze na początku prezentuję fragmenty dzieciom. Wspólnie rozczytujemy dramat, rozmawiamy, po czym uczestnicy i uczestniczki zajęć zaczynają wprowadzać swoje zmiany. W założeniu trzymamy się tematu, postaci, czasem dokonujemy skrótów. Sztuka staje się im bliższa, ponieważ mogą decydować, co się z nią dzieje, i wybrać te fragmenty, które przypadną im do gustu, są dla nich szczególnie ważne”

– z Agnieszką „Tolą” Słomką, pedagożką oraz reżyserką teatrów dzieci i młodzieży w Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu, rozmawia Sandra Lewandowska.

Rozmowa została przeprowadzona jesienią 2022 roku.

Sandra Lewandowska: Jak trafiłaś na „Nowe Sztuki dla Dzieci i Młodzieży”?

Agnieszka „Tola” Słomka: W 2010 roku studiowałam reżyserię teatru dzieci i młodzieży na Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu. Spotkałam tam wielu wspaniałych ludzi, którzy zapoznali mnie między innymi z publikacjami wydawanymi przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Jedna z koleżanek przygotowała wówczas w ramach dyplomu „Śpiącą królewnę” Bogusława Kierca (19. numer „Nowych Sztuk” – przyp. Sandra Lewandowska). Ja wtedy pokusiłam się o wyreżyserowanie tekstu Marty Guśniowskiej „Kaszalot” (27. numer „Nowych Sztuk” – przyp. S.L.). I tak zaczęła się moja przygoda z dramatami dla dzieci i młodzieży.

W jaki sposób korzystasz z zeszytów?

Wybieram teksty, które stają się inspiracją, punktem wyjściowym. Zawsze na początku prezentuję fragmenty dzieciom. Wspólnie rozczytujemy dramat, rozmawiamy, po czym uczestnicy i uczestniczki zajęć zaczynają wprowadzać swoje zmiany. W założeniu trzymamy się tematu, postaci, czasem dokonujemy skrótów. Sztuka staje się im bliższa, ponieważ mogą decydować, co się z nią dzieje, i wybrać te fragmenty, które przypadną im do gustu, są dla nich szczególnie ważne.

Czy masz swojego ulubionego autora lub autorkę?

Tak, największą sympatią od początku darzę Martę Guśniowską. Używa języka, który akceptują młodzi ludzie uczęszczający na moje zajęcia. Doceniam jej sztuki także za uniwersalność i tematy. Oddaję się lekturze, która z pozoru wydaje się prosta, by tam za chwilę dojrzeć ważne aspekty, poruszające młodych ludzi.

Myślę, że dramaty dla dzieci i młodzieży mają wyjątkową siłę i potrafią w niezwykły sposób komunikować się z młodymi widzami. Co cię jeszcze urzeka w dramatach Marty Guśniowskiej?

Podoba mi się niesamowicie jej komizm słowny, połączenia słów, na przykład Pokurcz. Chyba tylko ona mogłaby nazwać kogoś w ten sposób (śmiech). Te postaci, które ona kreuje, budzą we mnie wiele pozytywnych emocji i skojarzeń. Zabawne słownictwo i dowcip uwzględniają dziecięcą wrażliwość. I zauważyłam również, że rodzice świetnie się przy tym bawią. Zawsze chciałam wystawiać teksty, z których satysfakcję czerpią zarówno dzieci, jak i dorośli. Taką właśnie radość wyzwalają sztuki Guśniowskiej.

Czy możesz opowiedzieć, jak wygląda wasza praca nad spektaklem?

Przychodzę do grupy już z konkretnym, wybranym scenariuszem i go czytam. Następnie rozpoczynamy dyskusję o tym, co im się najbardziej podoba, o czym jest dla nich ten tekst. Wyciągam tę główną tematykę. Na przykład w przypadku „Kaszalota” – o tym, jak warto być sobą, otaczając się fantastycznymi ludźmi wokół. A później następują wybory. Dzieci deklarują, którymi postaciami chciałyby być. I zaczyna się praca nad scenariuszem. Najczęściej spektakle na podstawie tekstów Marty Guśniowskiej przygotowuję z okazji Dnia Dziecka. Czyli moja praca zaczyna się w styczniu i trwa około pięciu miesięcy. Jak w każdym teatrze zaczynamy od prób stolikowych. Spotykamy się dwa razy w tygodniu.

Nie da się nie zauważyć, że Marta Guśniowska jest dla ciebie nie tylko ulubioną autorką, ale też ważną postacią w edukacyjnej pracy. Ale czy mimo to wystawiacie też teksty innych autorów bądź autorek?

Tak. Ja też sama piszę, najczęściej są to utwory okazyjne, na przykład w przypadku mikołajek. Lektura tekstów z „Nowych Sztuk” bardzo mi pomaga we własnym pisaniu. Jestem również ogromną pasjonatką tych publikacji. Jak tylko dotrze do mnie informacja o wydaniu kolejnego numeru, natychmiast go zamawiam. Po odebraniu przesyłki zabieram się za czytanie całości. Ogromnie żałuję, że nie mogę dotrzeć do tych wcześniejszych tekstów, które są już dostępne tylko na miejscu. Wykorzystuję także teksty Maliny Prześlugi, na przykład „Nowe Bajki dla Dzieci…”, intensywnie eksploruję konkursy recytatorskie, do czego namawiam też innych. Uwielbiam pracować nad tymi opowieściami z dziećmi i przygotowywać je także pod tym kątem.

Francuska dramatopisarka Suzanne Lebeau uważa, że nie ma takiego tematu, którego z dzieckiem nie można byłoby poruszyć. Ale trzeba znaleźć do tego odpowiednią formę. Pisze o śmierci, wojnie. To jest oczywiście inny język niż ten, którym operuje na przykład Malina Prześluga czy Marta Guśniowska. Czy inspirujesz się także dramaturgią francuską albo niemiecką?

Tak, zaczęłam zgłębiać ten temat i przyglądać się uważnie zagranicznym sztukom. O czym są, czego dotyczą. Doceniam je, ale przyznam, że to jeszcze dla mnie zagadnienie nie do końca odkryte. Chociaż ostatnio przeglądałam zagraniczną publikację, żeby otworzyć się na nowe doświadczenia.
W kontekście tematów „nieprostych” – zainspirował mnie kiedyś tekst Lidii Karbowskiej „Możesz umrzeć w butach, które masz na sobie” Tekst zgłoszony do 1. Konkursu na Miniaturę Teatralną w roku 2013. , którego głównym tematem jest samobójstwo. Z tego narodził się cały duży projekt, w ramach którego między innymi odbyły się spotkania z psychologiem na temat tego, gdzie młodzież może udać się po pomoc. Nasza praca poszła w stronę profilaktyczną, co jest dla mnie też pewnym osiągnięciem.

Co ciebie porusza w tekstach? Co jest dla ciebie ważne?

Dla mnie istotne jest uchwycenie tematu. Ujmuje mnie pewien rodzaj lekkości w opowiadaniu o ważnych i trudnych sprawach. Na przykład to, jak w „Kto się boi pani «Eś»?” (42. numer „Nowych Sztuk” – przyp. S.L.) pojawia się temat śmierci, coś nieuniknionego z naszej perspektywy. Mimo wszystko ten mój wybór spotkał się z krytyką, zarzucono mi, że nie jest to coś odpowiedniego do przedstawienia dzieciom. Ale przecież śmierć jest nieodłącznym elementem życia ludzkiego. Unikanie rozmowy o czymś, czego doświadczamy na co dzień, nie spowoduje, że śmierć zniknie. Zastanówmy się – jak komuś nagle wytłumaczyć, że ktoś już nigdy nie wróci? Jak młodzi ludzie mają sobie z tym poradzić? Musimy się nauczyć, że ta „pani Eś” jest. Nie możemy pozbyć się śmierci, gdyż świat będzie wyglądał właśnie jak w tym dramacie. Te zwierzęta będą prosiły o to, żeby odejść, będą miały już dość takiej egzystencji.

Pracujesz z młodymi ludźmi, których na zajęcia przyprowadzają dorośli. Domyślam się, że i oni w jakimś sensie uczestniczą w przygotowaniach do spektaklu. Czy rodzice występują w roli konsultantów twoich scenariuszy?

Nie. Oczywiście mają wgląd do tekstów, dzieci często uczą się roli z nimi. Rodzice wiedzą, o czym będzie spektakl, ale nigdy nie spotkałam się z jakimkolwiek zarzutem, że dotykam tematu, który z ich perspektywy jest niewłaściwy. Albo że spektakl się nie podoba czy nie spełnia ich oczekiwań. Innymi słowy, nie spotkałam się z krytyką z ich strony. Raczej doceniają to, że dobrze obsadzam role, chociaż zazwyczaj robię to na kontrze (śmiech).

Jak wygląda wasza premiera? Przypuszczam, że to ogromne wydarzenie dla całej grupy, ale też dla myślenickiej społeczności.

Pierwszy spektakl dla społeczności miejskiej prezentuję w weekend, kiedy wszyscy mogą przyjść. Kolejne dni to prezentacje do południa dla szkół i przedszkoli, które się zapisują i za symboliczną opłatą uczestniczą w naszych przedstawieniach. Zdarzyły nam się sytuacje, w których brakowało miejsc, a nie było możliwości dołożenia kolejnych pokazów. Największym atutem naszej działalności jest fakt, że dzieci oglądają dzieci na scenie. Ich koledzy i koleżanki wcielają się w postaci, przekazują coś i to cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Pedagodzy doceniają nasze zaangażowanie i naszą pracę, twierdząc, że prezentujemy wyższy poziom niż objazdowe spektakle.

Czyli wypełniacie lukę po tak zwanym teatrze edukacyjnym?

Nie lubię grania spektakli poza budynkiem do tego przystosowanym. Nie potrafię zagrać na sali gimnastycznej. Według mnie teatr ma być miejscem, do którego przychodzę, miejscem odpowiednio przygotowanym. Może to zbyt radykalne z mojej strony, ale tak po prostu czuję. Zapraszam do swojej przestrzeni, gdzie mam reflektory, sprzęt nagłośnieniowy, gdzie są kulisy, gdzie jest (prawdziwy) teatr. W naszym domu kultury mamy odpowiednią salę teatralną. Dodatkowo prowadzę warsztaty, przed lub po spektaklu, dotyczące tematyki, wprowadzające w przedstawienie. Angażuję widzów w to wszystko, co się będzie za chwilę działo. Chcę, żeby teatr był miejscem, do którego muszę przyjść, i to staje się dla mnie swego rodzaju wydarzeniem.

Jak na wasze działanie reaguje młodzież?

Bardzo pozytywnie, dzieci i młodzież w końcu mogą zabrać głos. W szkole niestety nie ma na to przestrzeni, kreatywność schodzi na dalszy plan. I to jest jedyne narzędzie, dzięki któremu ja mogę dotrzeć do dzieci. Pozwalam im się „wygadać”, porozmawiać, odpowiadam na ich potrzeby. Teraz kształcę się w Szkole Trenerów Dramy w Warszawie, organizowanej przez Centrum Szkoleń i Rozwoju Drama Way, ponieważ po pierwsze: rozwój osobisty jest istotny, a po drugie: poszerzanie wiedzy pozwala mi jak najlepiej przygotować się do kontaktu z młodymi ludźmi. Chciałabym w miarę możliwości – przy pomocy teatru – pomóc im w problemach, z którymi się borykają. Pandemia i wojna uruchomiły kolejne wątki do rozmowy.

Jak często spotykacie się na próbach?

Pracuję z dziećmi i młodzieżą popołudniami dwa razy w tygodniu po dwie godziny. Nasze zajęcia to oczywiście nie tylko przygotowywanie spektaklu i praca na tekstach. Robię także dużo warsztatów. W grupie dziecięcej przyjmuję wszystkie dzieci powyżej szóstego roku życia. Rodzice nie uczestniczą w naszych zajęciach. Wynika to z prostej przyczyny – dziecko inaczej zachowuje się w obecności swoich opiekunów czy nauczycieli. Dużo rodziców chciałoby oczywiście podejrzeć ten proces, ale niestety muszą się zadowolić efektem końcowym. Dla mnie najważniejszy jest właśnie proces. Dzieci oczywiście cieszą się na premierę, na spektakle. Ale ja z ogromną radością obserwuję, co się w nich dzieje, co w nich zachodzi, jak zmieniają się w ciągu tego roku, kiedy pracujemy. Mam takie poczucie, że udział w warsztatach teatralnych naprawdę „otwiera”. Dziecko od najmłodszych lat tak naprawdę już jest w teatrze, na przykład odpowiadając na forum klasy – to jest spektakl. Nie każdy ma odwagę wyjść na scenę. Niejednokrotnie tłumaczyłam nauczycielom na różnych warsztatach: dzieci mają problem właśnie z odpowiedziami na forum, nie dają sobie z tym rady. Znają się między sobą, spędzają sporo czasu razem, ale to nie wyklucza tego, że mogą się wstydzić odpowiedzi przed całą klasą. I nawet jeśli ktoś jest przygotowany, często nie może wydusić z siebie słowa. Wielu nauczycieli nie bierze tego pod uwagę albo nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Takie wystąpienie publiczne stanowi ogromny wysiłek, zwłaszcza dla małych dzieci. Udział w warsztatach uczy dziecko przekraczać pewne granice, a ja obserwując ten proces, dostrzegam ten etap dojrzewania scenicznego. Podobnie tłumaczę młodzieży – rozmowa o pracę też jest pewną formą spektaklu, tak jak sprawy urzędowe itp. Chciałabym, aby poczuli się silniejsi, oswoili się z tremą. Czuję ogromną korzyść płynącą z warsztatów teatralnych.

Jest mi bliskie to, o czym powiedziałaś. Dodałabym jeszcze wątek socjalizacyjny, obecność w grupie, poznawanie nowych ludzi. Po pandemii zyskało to jeszcze większe znaczenie. A jak to się stało, że ty zaczęłaś się zajmować teatrem?

Być może zabrzmię teraz zbyt wzniośle, ale urodziłam się jako dziecko, które zawsze chciało zajmować się teatrem (śmiech). Od przedszkola opanowywałam wiersze i występowałam na rodzinnych uroczystościach. Później przyszedł czas konkursów recytatorskich i etap konferansjerek. Wystartowałam również do szkoły teatralnej. Dotarłam do ostatniego etapu w Krakowie, ale zabrakło mi szczęścia. Obróciłam się na pięcie i powiedziałam: „nigdy więcej”. Wyszłam z założenia, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Moi znajomi próbowali kilka razy, ja wiedziałam, że nie podejdę do egzaminów ponownie. Postanowiłam natomiast, że pójdę w kierunku pedagogicznym. Praca z ludźmi zawsze mnie fascynowała. Skończyłam pedagogikę społeczno-opiekuńczą i zaczęłam szukać studiów podyplomowych, które będą dotykały teatralnej sfery. I tak trafiłam na Studium Terapii przez Sztukę przy Teatrze Ludowym prowadzone przez Inkę Dowlasz. I zaczęłam powoli zbliżać się do teatru. Dalej znalazłam podyplomowe studia reżyseria teatru dzieci i młodzieży we Wrocławiu, później MICET Muzeum Interaktywne / Centrum Edukacji Teatralnej w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie, uczestniczyłam tam w kilku warsztatach. Były to kolejne studia podyplomowe z pedagogiki teatru, bo ciągle chciałam poznawać, doświadczać, rozwijać się. Ale do wielu rzeczy zainspirowali mnie koledzy i koleżanki z Wrocławia. Najwartościowszy dla mnie jest kontakt z ludźmi. Najwięcej zyskałam z tych pierwszych spotkań, tam też dowiedziałam się o pedagogice teatru.

Jakie sztuki poleciłabyś początkującemu instruktorowi teatralnemu albo komuś, kto dopiero zaczyna przygodę z „Nowymi Sztukami”?

Na początek zaprosiłabym na swój spektakl, żeby mógł zaobserwować, jak tekst rezonuje na scenie. Jak tylko pojawiam się na kolejnych warsztatach czy studiach i dochodzi do pytania, skąd czerpię inspiracje do tematów przedstawień, polecam „Nowe Sztuki”. To niesamowite, że dwanaście lat temu odkryłam te publikacje. Jeśli szukasz czegoś, by zacząć, to jest to idealne wydawnictwo i świetna lektura.

Czy widziałaś któryś z dramatów na zawodowej scenie?

Nie widziałam, ale dużo o tym czytam. Chociaż nie. Na 25. Międzynarodowym Festiwalu Teatrów dla Dzieci i Młodzieży KORCZAK DZISIAJ widziałam „Wielkie mi coś” (45. numer „Nowych Sztuk” – przyp. S.L.) autorstwa i w reżyserii Marty Guśniowskiej z Opolskiego Teatru Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki. Fenomenalne rozwiązania techniczne w spektaklu, lalki, świetnie ustawiony narrator. I rola Ziarenka była dla mnie absolutnym odkryciem.

Usłyszałam ostatnio zdanie, że teksty z „Nowych Sztuk” nie nadają się na scenę: można przeczytać, ale na scenę to za mało. Nie do końca wiedziałam, czy to argument przeciwko teatrowi dla dzieci, że on musi być spektakularny, kolorowy itp., czy ktoś jednak uważał, że to słabość i nieatrakcyjność tekstu. Czy się z tym zgadzasz?

Nie, całkowicie nie. Mnie fascynuje forma, szczególnie w przypadku Guśniowskiej. Zwięzłość scenariuszy pozwala nam zrobić zgrabny spektakl, który nie przekracza pięćdziesięciu minut. Tak, by jak najdłużej zachować skupienie oglądającego. Zarzucano mi zaraz na początku mojej pracy: „dlaczego nie robisz scenografii 1:1, domów, ozdobnych strojów, wspaniałych reflektorów?”. Odpowiedziałam wtedy: „po pierwsze: to teatr amatorski, który dysponuje ograniczonym budżetem, a po drugie: tutaj najważniejsze jest słowo”. Ja nie mogę stworzyć dzieciom pełnej scenografii. Co one by sobie wyobrażały, jak dostałyby wszystko? Coś jest daleko, coś za kulisami, coś wysoko. Nie chcę wszystkiego pokazywać. Teksty z „Nowych Sztuk” pozwalają mi robić teatr bez użycia środków scenograficznych, które zagarniają całą przestrzeń.

Jaki tekst polecasz na pierwszy raz?

Oczywiście Martę Guśniowską, „Urodziny w Nigdylandii…” (37. numer „Nowych Sztuk” – przyp. S.L.). Moje dzieci najmilej wspominają udział w tym spektaklu, a to za sprawą huśtolota. Osiągnęliśmy wówczas wiele ciekawych rozwiązań scenograficznych. Polecam go także ze wzglądu na kontrowersyjność, czego w ogóle się nie spodziewałam. Jeden pan zarzucił mi, że popieram tym spektaklem aborcję. Byłam w szoku, w życiu nie pomyślałam o tym w ten sposób. Ja raczej myślałam – straciła dziecko i adoptowała myszkę. Tracąc szansę na swoje dziecko, dała szansę innemu. Ja też staram się wychodzić poza scenę i planuję działania na widowni, aby dzieci były blisko występujących, aby jak najwięcej i najmocniej odczuły teatr. Zachęcam również do lektury „A niech to Gęś kopnie!” (37. numer „Nowych Sztuk” – przyp. S.L.). Graliśmy to wiele razy, wszyscy marzyli, by to zobaczyć. To ewidentnie zasługa tekstu, który niesie.

Jakie są wasze plany na kolejny „sezon teatralny”?

Przygotowujemy się właśnie do wystawienia sztuki z okazji mikołajek, która jest taką moją pierwszą autorską próbą, a na Dzień Dziecka planuję wystawić tekst Marty Guśniowskiej „Kto się boi pani «Eś»?”.

Trzymam kciuki za premierę!

 

Agnieszka „Tola” Słomka – pedagożka społeczno-opiekuńcza, pedagożka teatru, reżyserka teatrów dzieci i młodzieży, terapeutka w Warsztacie Terapii Zajęciowej w Myślenicach, założycielka i reżyserka amatorskiego teatru osób z niepełnosprawnością „TereN”, instruktorka teatralna i reżyserka Teatru im. ks. Kardynała Karola Wojtyły w Myślenicach w Myślenickim Ośrodku Kultury i Sportu (grupa dziecięca i młodzieżowa).

Sandra Lewandowska – teatrolożka, pedagożka teatru, producentka projektów edukacyjno-artystycznych. Obecnie pracuje w Centrum Edukacji Kulturalnej przy Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu.

 

Logo MKiDN wraz z dopiskiem: Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Czytaj inne

Syndrom oszusta

08.04.2024

Z Mariuszem Gołoszem, Szymonem Jachimkiem i Magdaleną Mrozińską rozmawia Piotr Dobrowolski (z gościnnym udziałem Tymona Jachimka).

Czytaj dalej

Żywy i analogowy moment

09.02.2024

„Bo kiedy siedzi się w teatrze […] nie rozprasza się tak łatwo, fokus i koncentracja są tu większe, otwieramy się na jakieś przeżycie na godzinę czy dwie” – z Milanem Gatherem, niemieckim dramatopisarzem i reżyserem, rozmawia Iwona Nowacka.

Czytaj dalej

Jeżeli jestem reliktem przeszłości, to trudno!

22.12.2023

„[…] dla mnie ten podział na aktora, reżysera, dramaturga często jest bardzo sztuczny i narzucony. Wolę określenie «człowiek teatru»” – z Mariem Kovačem, chorwackim „człowiekiem teatru”, rozmawia Gabriela Abrasowicz.

Czytaj dalej

Ciało jest barometrem

20.12.2023

„Myślę, że ciało każdej osoby mówi, tylko nie każdy tego ciała słucha. Ciało daje nam inną mądrość, niż ta z głowy” – z Moniką Czajkowską, autorką dramatu „Wychowanie Fizyczne. Sztuka nie tylko dla młodzieży”, rozmawia Marzenna Wiśniewska.

Czytaj dalej

Jest to tekst dla zespołu młodych ludzi, którzy mogą z nim działać

18.12.2023

„W mojej wyobraźni widzę zespół muzyczny, DJ-a, elektroniczną muzykę, dźwięki sączące się w szczelinach, które są dopełnieniem poetyckiego języka” – z Tomaszem Daszczukiem, autorem dramatu „Kto? Co? Czasownik”, rozmawia Marzenna Wiśniewska.

Czytaj dalej

Niesiemy ogień w sobie

16.12.2023

„[...] ciekawi mnie performatywny charakter tego specyficznego okresu przechodzenia z dzieciństwa w dorosłość, który nie jest jednym punktem w czasie, tylko rozciągniętym procesem” – z Andrzejem Błażewiczem, autorem dramatu „Dziewczyna w ogniu”, rozmawia Marzenna Wiśniewska.

Czytaj dalej

Człowiek uczy się kreatywności jak wszystkiego innego

14.12.2023

„Wszystkie gorące tematy, zwłaszcza te, które stale nas niepokoją i uwierają, są teatrowi potrzebne, a w zasadzie – są mu niezbędne do życia” – – z dramaturżką Katariną Pejović i reżyserem Dario Harjačekiem rozmawia Gabriela Abrasowicz.

Czytaj dalej

Pisanie to dyscyplina podobna do lekkoatletyki

07.12.2023

„Musisz usiąść przy tym biurku i komputerze, pozwolić słowom i pomysłom przyjść do ciebie, następnie zapisać je, usunąć, pomyśleć o nich jeszcze raz, aż to, co napiszesz, będzie miało sens i będziesz zadowolona z efektu” – z Laną Šarić, chorwacką dramatopisarką, rozmawia Martyna Lechman.

Czytaj dalej

Poszukiwanie nadziei

30.11.2023

„Kiedy piszę dla dzieci, zawsze staram się jakoś pogodzić realny świat, w którym żyją, z jakąś nadzieją na to, jak ten świat powinien wyglądać. Na to poszukiwanie nadziei poświęcam większość czasu, bo musi ona być możliwie realistyczna i komunikować się z młodym odbiorcą, który powinien odnosić wrażenie, że to, co pozytywne, jest w zasięgu ręki” – z Ivorem Martiniciem, chorwackim dramatopisarzem, rozmawia Martyna Lechman.

Czytaj dalej

Tekst to sierota w teatrze

14.11.2023

„Gdyby sztuki Szekspira były jedynie służebne wobec teatru, dzisiaj pewnie byśmy ich nawet nie znali, bo nie przetrwałyby do naszych czasów. Druk pozwala dramatowi trwać” - o roli tekstu w teatrze, szansach dla osób debiutujących i sytuacji współczesnego teatru z Martą Guśniowską, Maliną Prześlugą i Marią Wojtyszko rozmawia Piotr Dobrowolski.

Czytaj dalej