Każda łza wygląda inaczej
„Zawsze miałam opór przed pisaniem z perspektywy dorosłej osoby, bo przepaść między mną a młodzieżą jest coraz większa – różnimy się kodami popkulturowymi, językiem, spojrzeniem na świat. Fascynuje mnie ich perspektywa i to, jak wspólnie możemy coś stworzyć”
– z Ewą Galicą, autorką sztuki „Eryka i Skarabeusz”, rozmawia Katarzyna Niedurny.
Jak byś opisała swoje miejsce w świecie teatru dla młodszej widowni?
Nigdy wcześniej nie pisałam niczego bezpośrednio dla dzieci czy młodzieży, ale mam za to duże doświadczenie w pracy z młodymi ludźmi. Zanim zajęłam się reżyserią, studiowałam arteterapię i pracowałam w ośrodkach socjoterapeutycznych z ,,trudną’’ młodzieżą, gdzie realizowaliśmy między innymi projekty teatralne. Dodatkowo jestem zaangażowana w projekt Lanterna Futuri w Großhennersdorfie niedaleko Zgorzelca, gdzie prowadzę warsztaty teatralne z licealistami z Polski, Niemiec i Czech.
Jeśli chodzi o teksty kierowane do młodszej widowni, wcześniej nie miałam zbyt wielu okazji do czytania sztuk dla dzieci i młodzieży. Lubię jednak odwiedzać takie miejsca jak Teatr Guliwer czy Instytut Teatralny i oglądać tam przedstawienia. W ogóle lubię bajki. W tym sezonie będę również sama realizować spektakl w Teatrze Animacji w Poznaniu.
Tekst stworzony w ramach Programu pisarskiego to mój pierwszy autorski projekt teatralny dedykowany młodszemu odbiorcy.
Skąd zrodził się w tobie pomysł, żeby zająć się młodszą widownią? Czy to nabór do Programu pisarskiego był dla ciebie motywacją, czy ta myśl dojrzewała w tobie już od jakiegoś czasu?
Kilka elementów, które weszły w skład tego tekstu, pojawiło się we mnie już wcześniej. Jeszcze w czasie studiów natrafiłam na książkę o żałobie wśród zwierząt. Był tam rozdział poświęcony żukom grabarzom i ich funkcji w ekosystemie. To mnie zaintrygowało. W książce opisano proces, w którym żuki wydzielają specjalną substancję tuż przed tzw. pogrzebaniem ciała do ziemi. Przyspiesza ona proces rozkładu oraz konserwuje elementy, które ponownie wracają do obiegu. Takie „zrecyklingowane” cząsteczki są gotowe łączyć się w kolejne konstelacje i tworzyć nowe organizmy. Od zarania dziejów w ekosystemie krążą te same cząsteczki, dlatego nasze ciała mogą zawierać w sobie elementy pochodzące chociażby z dawno wymarłych dinozaurów. Zaczęłam sprawdzać skład chemiczny tej substancji – okazało się, że jest ona dokładnie taka sama jak ludzka łza. Zdałam sobie sprawę, że działanie żuków można w pewnym sensie porównać do procesu żałoby – ich praca w ciemności, wędrówka, a potem pogrzebanie ciała przypominają proces opłakiwania i radzenia sobie ze stratą.
Drugi wątek w tym projekcie, bardziej osobisty, pochodzi z mojego własnego doświadczenia. Kiedy miałam dziewięć lat, zmarł mój tata. To było dla mnie niezwykle trudne doświadczenie, choć dopiero teraz zdaję sobie z tego w pełni sprawę. Wtedy miałam problem z wyrażaniem emocji, długo nie potrafiłam płakać. W mojej rodzinie mówiło się, że trzeba być silnym i iść dalej. Oczywiście nie mam żalu do dorosłych, bo rozumiem, że oni sami nie mieli narzędzi do tego, by inaczej radzić sobie z trudnymi emocjami. Moja babcia przeżyła wojnę i mimo iż dawała nam mnóstwo miłości i była najukochańszą babcią na świecie, za życiową dewizę miała to, że trzeba być twardym. W takich sytuacjach podobne myślenie było kompletnie nietrafione.
Kiedyś już zabrałam się za ten temat i na studiach stworzyłam etiudę o żukach, również opowiadającą o żałobie, ale nie wyczerpywała ona tego pomysłu. Kiedy zobaczyłam ogłoszenie o Programie, poczułam, że to idealny moment, by spróbować przygotować coś dla młodszej widowni i razem z nimi poruszyć temat radzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby. Myślę, że gdybym sama w wieku dziewięciu, dziesięciu lat miała możliwość zobaczenia takiej sztuki, mogłoby mi to pomóc.
Na jakim etapie myślenia o tym projekcie byłaś w momencie wysłania zgłoszenia do Programu pisarskiego?
Miałam już pewne kawałki tego tekstu, bo czasami, gdy pojawiały się we mnie jakieś wspomnienia czy sytuacje, które wydawały mi się potencjalnie ciekawymi scenami teatralnymi, zapisywałam je. Były to jednak raczej notatki, fragmenty, nic gotowego.
Kiedy natrafiłam na ogłoszenie o Programie pisarskim, pomyślałam, że może to być dla mnie świetna motywacja. Bez niej te strzępy tekstu pewnie wciąż leżałyby w szufladzie, bardziej jako coś dla mnie samej. Program pomógł mi zebrać je w całość i dał mi bodziec, by stworzyć coś konkretnego.
Jak wyglądała twoja współpraca z tutorką Justyną Czarnotą?
Dla mnie to było naprawdę fantastyczne doświadczenie. Przede wszystkim bardzo komfortowe. Justyna powtarzała, że nawet jeśli nie uda mi się ukończyć tekstu, to nic złego się nie stanie – bo być może po prostu nie jest to jeszcze właściwy czas. Mimo wyznaczonych terminów na przesyłanie kolejnych części dramatu nigdy nie czułam presji ani przymusu. Justyna nie była osobą stojącą nade mną z batem. Wręcz przeciwnie – dawała mi pełną swobodę, akceptując to, że proces twórczy bywa różny: czasami coś płynęło bardzo dobrze, innym razem miałam blokady, a pomysły nie przychodziły.
Z merytorycznego punktu widzenia ta współpraca również była bardzo pomocna. Często rozmawiałyśmy o budowaniu dramaturgii, o tym, jak tekst mógłby wyglądać w inscenizacji. Justyna dawała mi cenne uwagi, ale nigdy niczego nie narzucała. Pisałam to, co chciałam, a ona czytała kolejne fragmenty i dzieliła się swoimi spostrzeżeniami, pisała komentarze do tekstu, a potem albo się zdzwaniałyśmy, albo spotykałyśmy na żywo, żeby je omówić.
Ta współpraca była bardzo partnerska i dawała mi przestrzeń do własnych poszukiwań.
W czasie trwania Programu miałaś możliwość przeprowadzenia w szkole warsztatów i skonfrontowania twoich pomysłów z docelową grupą widzów i widzek. Jak wyglądało to twoje spotkanie z młodymi osobami?
Warsztaty były dla mnie bardziej źródłem inspiracji niż sposobem na bezpośrednie testowanie fragmentów tekstu. Zajęcia, które przeprowadziłam w szkole, były oparte na wspaniałym pomyśle Justyny i na ciekawostce – każda łza pod mikroskopem wygląda inaczej. Mają one różne kształty, przypominające gwiazdki, esy-floresy, a ich układ jest zawsze unikatowy. Justyna zaproponowała więc, żeby dzieci zaprojektowały swoją własną łzę. Zastanawialiśmy i zastanawiałyśmy się razem, co może się kryć w takiej łzie. Jakie emocje – może strach, a może coś związanego z pożegnaniem? Rozmawialiśmy też o tym, co dla nich znaczy strata, choć niekoniecznie w kontekście żałoby, ale bardziej ogólnie – jak rozumieją to pojęcie.
Dużo mówiliśmy również o płaczu – czy to jest powód do wstydu, czy może wręcz przeciwnie. Dzieci miały różne opinie. Zwłaszcza chłopcy mówili, że słyszeli od ojców, że „chłopaki nie płaczą” i że płacz wśród nich jest powodem do żartów. Dziewczynki były trochę bardziej otwarte na przeżywanie emocji, ale i tak wyczuwalne było, że i one miały pewne opory. My zachęcałyśmy uczniów, żeby nie wstydzili się łez, bo płacz jest naturalny i może być bardzo oczyszczający.
Dzieci miały mnóstwo pytań – szczególnie interesowały się żukami grabarzami. Najwięcej śmiechu i zainteresowania wzbudzały tematy związane z kupą, toczeniem kulki, pytania, czy to śmierdzi. To pokazało mi, że muszę wprowadzić do spektaklu elementy groteskowe i humorystyczne.
Czy pamiętasz inne inspiracje, które wyniosłaś z tego spotkania?
Jedną z najważniejszych inspiracji było to, jak dzieci opowiadały o wstydzie związanym z płaczem. To temat, który pojawiał się wielokrotnie. Pamiętam pewnego chłopca, który zwierzył się, że wychowuje go tylko z tata. Opowiadał, że jego ojciec jest bardzo silny i nie pokazuje emocji, co zainspirowało mnie do zmiany w mojej historii. Pierwotnie moja bohaterka miała stracić tatę – co było oparte na moich własnych doświadczeniach – ale przekonałam się, że ciekawsza dla dramatu może być sytuacja, w której umrze jej mama. Wtedy w tekście pojawiała się figura ojca uczącego się razem z córką płakać.
Kolejnym momentem, który mnie wzruszył, była rozmowa z dziewczynką opowiadającą, jak bardzo żałuje, że zmarła jej ukochana prababcia. Wyznała, że spędzała z nią mało czasu, bo ciągle była na telefonie, a prababcia zwracała jej uwagę, że ta nie chce z nią rozmawiać. Dziewczynka powiedziała, że teraz nie może sobie tego wybaczyć. To uświadomiło mi, jak wcześnie pojawia się u dzieci poczucie winy. Było to dla mnie bardzo poruszające i zainspirowało mnie to do tego, by w mojej sztuce główna bohaterka również odczuwała ten stan – zmagania się z myślami, że mogła zrobić coś inaczej, powiedzieć coś więcej, zanim straciła mamę. To temat, który głęboko ze mną rezonował, ponieważ miałam podobne uczucia wobec mojego taty. Chorował on na nowotwór, ale nie leczył się i przez długi czas ukrywał to przed bliskimi. To uczucie zaniedbania i poczucie winy towarzyszyło całej mojej rodzinie w tamtym czasie.
W twoim tekście żałoba łączy się z bardzo wieloma emocjami.
Z własnego doświadczenia wiem, jak różne mogą one być. W moim przypadku pojawiło się poczucie odpowiedzialności – po śmierci taty czułam, że muszę przejąć opiekę nad domem i mamą. Dodatkowo był we mnie ogromny strach przed stratą kolejnej osoby, taka ciągła obawa, że coś może się stać, że ktoś może odejść tak łatwo. W sztuce odzwierciedlam to w scenie, gdzie Eryka odlicza czas, kiedy ojciec wróci do domu. To dla mnie bardzo osobiste. Jednocześnie pojawiło się we mnie wypieranie tego skomplikowanego stanu – udawanie, że wszystko jest w porządku, że nic się nie stało. W sztuce pokazuję różne strategie radzenia sobie z tymi emocjami. Bohaterka próbuje być dzielna, wychodzi do ludzi, a potem ucieka przed nimi, albo stoi z boku, udając, że wszystko jest okej. To wszystko składa się na chaos emocjonalny, który jest tak typowy dla żałoby. Do tego dochodzi jeszcze konieczność reagowania na zachowanie innych. W sztuce część tych emocji symbolizuje ludzkie tornado. To ten zewnętrzny świat, z którym bohaterka musi dodatkowo mierzyć, próbując odnaleźć się w tym, co przeżywa.
Mam podobne doświadczenie do twojego. Mój ojciec zmarł, gdy miałam jedenaście lat. W moim przypadku dodatkowo pojawiło się silne uczucie samotności. Ani w rodzinie, ani w szkole nikt nie chciał ze mną rozmawiać o tym, co się stało. Wszyscy zakładali, że jakoś sobie poradzę. Zastanawiam się, czy teraz podejście do żałoby, którą przeżywają dzieci, się zmieniło. Czy podczas twojego researchu sprawdzałaś, czy nauczyciele lub pedagodzy są szkoleni, jak wspierać dzieci w takich sytuacjach?
Rzeczywiście w moim własnym doświadczeniu szkolny pedagog był kimś odległym, podobnie jak szkolny psycholog – choć teoretycznie taka osoba istniała, nigdy się nie pojawiła, gdy tego potrzebowałam. W efekcie czułam, że ani ja sama nie wiem, co zrobić ze swoją żałobą, ani też inni nie za bardzo wiedzą, czy mnie pocieszać, czy traktować normalnie, czy można ze mną żartować…
W trakcie mojej pracy nad dramatem spotkałam się z psycholożką – Ewą Matyszewską, która pracuje z dziećmi po stracie rodziców. Opowiadała, że w dzisiejszych czasach szkoły coraz częściej wprowadzają programy mające za zadanie wspieranie dzieci w żałobie. Sama uczestniczyłam w webinarze organizowanym przez Fundację Panda Team im. Michałka Tarachowicza. Prowadzony był on przez specjalistów i skierowany był do nauczycieli, a dotyczył tego, jak tworzyć bezpieczną przestrzeń dla dzieci przeżywających stratę. Dzięki podobnym inicjatywom osoby pracujące w szkole mają więcej narzędzi, by rozmawiać z uczniami i przygotować całą klasę do wspólnego przeżywania sytuacji żałoby. Mam nadzieję, że dzieje się tak nie tylko w Warszawie, ale też w mniejszych miastach. Czułam wzruszenie, kiedy słyszałam, jak nauczyciele uczestniczący w webinarze mówią o tym, że próbują organizować spotkania, przestrzeń dzielenia się emocjami, że w klasie tworzy się wspólne rytuały pomagające w procesie przeżywania straty.
Czy w czasie pisania tekstu brałaś też udział w innych konsultacjach lub warsztatach?
Oprócz regularnych spotkań z Justyną miałam kilka innych konsultacji. Na samym początku projektu brałam udział w warsztatach reżyserskich w Poznaniu, które prowadził Robert Jarosz. Później uczestniczyłam również w warsztacie redaktorskim, który prowadziła Karolina Oponowicz. Początkowo myślałam, że będzie to bardziej techniczne spotkanie, związane z edycją tekstu, ale okazało się, że była to bardzo merytoryczna dyskusja. Rozmawiałyśmy nie tylko o samej edycji, ale także o dramaturgii, koncepcjach scen, ich kolejności, a także o ogólnym pomyśle na tekst. To bardzo mi pomogło w lepszym zrozumieniu, w jakim kierunku powinnam rozwijać swój scenariusz.
Jestem ciekawa, jak piszesz – czy masz swoje metody pracy?
Pisanie u mnie wygląda różnie. To dopiero mój drugi tekst, więc wciąż szukam własnej metody. Zauważyłam, że inaczej pracuję, gdy jednocześnie reżyseruję, bo wtedy piszę na bieżąco do tego, co dzieje się na próbach. Tym razem jednak pisałam tylko tekst, bez myślenia o reżyserii.
Niestety mam skłonność do odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę – prokrastynacja to problem, który potrafi być dla mnie naprawdę męczący. Czasem długo nie mogę się zabrać za pisanie, czuję blokadę. Zdarza się, że powtarzam sobie, że „jutro coś napiszę”, a potem stwierdzam, że zrobię to pojutrze. W międzyczasie zbieram notatki, zapisuję pomysły na sceny… Jednak później, kiedy już usiądę, to potrafię pisać bardzo długo, czasami nawet dwa dni praktycznie bez przerwy, tylko z małymi pauzami na jedzenie. To niezbyt zdrowy tryb, ale na razie tak to u mnie wygląda. Piszę nieregularnie, trochę chaotycznie.
A czy zanim zaczniesz pisać, masz gotowy plan tekstu?
Zdarza mi się tworzyć jakiś plan fabularny, oparty na przykład na klasycznej podróży bohatera. To narzędzie jest mi bliskie – lubię historie, które mają strukturę i etapy, choć wiem, że w nowoczesnej dramaturgii często odchodzi się od tego modelu. Mi to jednak pomaga. Szczególnie w przypadku historii Eryki chciałam, żeby bohaterka przechodziła przez różne progi, odbyła swoją podróż.
Czy kiedy patrzysz na to, co napisałaś, to widzisz dużą różnicę między efektem a początkowym pomysłem na tekst? Czy były jakieś pomysły, które porzuciłaś?
Myślę, że największa zmiana dotyczy żuków i ich roli w opowieści. Od początku byłam przekonana, że momentem kulminacyjnym, do którego wszyscy dążymy, będą łzy Eryki, do których wywołania przyczynią się żuki. To się nie zmieniło. Jednak początkowo te postacie były zbyt nachalne, zbyt mocno wchodziły w przestrzeń, skupiając na sobie za dużo uwagi. Przedstawiałam je w sposób bardziej komediowy, miały być trochę przeszkadzające, wręcz domagające się zauważenia. Z czasem postanowiłam to zmienić.
Zmianie uległ również wątek fabularny związany z Panem Żukiem. Początkowo Eryka miała mu pomóc zdobyć serce ukochanej, a ich wspólną podróż miała motywować miłosna historia. Ostatecznie stawka jest wyższa – teraz żuk musi zdobyć płyn rozkładu, który jest mu niezbędny do życia. Ta zmiana sprawiła, że historia nabrała większej wagi, stała się bardziej symboliczna i nawiązuje do cyklu życia, w którym wszystko się odradza w nowych konfiguracjach.
Na początku nie przywiązywałam dużej wagi do fabuły, ale w trakcie procesu zależało mi, żeby historia była wciągająca, żeby dzieci zastanawiały się: „co będzie dalej? czy im się uda?”. To takie proste pytania, ale bardzo ważne.
Za to rys głównej bohaterki, Eryki, pozostał dość spójny z tym, co zaplanowałam na początku, bo ta postać jest blisko mojego osobistego doświadczenia. Dużo czerpałam z własnej historii.
Myślę, że wprowadzenie na scenę żuków buduje w tej psychologicznie opowiadanej historii napięcie i przenosi nas do innego świata.
Też to czuję. Przyroda jest dla mnie bardzo ważna i zawsze miała duże znaczenie w moim życiu. Lubię czytać książki przyrodnicze i obserwować świat natury. Mam psa, z którym staram się komunikować najlepiej, jak potrafię, i towarzyszyć mu. W ogóle ta bliskość z naturą, współistnienie z nią, jest dla mnie istotna. Zastanawiam się za to nad antropomorfizacją zwierząt. Ten zabieg często pojawia się w bajkach i działa na emocje, zwłaszcza wśród młodszej widowni. Z jednej strony widzę, że ma to pewną moc, ale z drugiej ciągle się waham, czy to dobre – czy antropomorfizacja zwierząt to właściwy sposób, aby o nich opowiadać. Zawsze mam pewne wątpliwości dotyczące takich wyborów. Dodatkowo ważne było dla mnie, żeby w tej historii wybrzmiał aspekt międzygatunkowego zrozumienia. Chodziło o to, by Eryka zobaczyła, że wokół niej dzieją się ważne rzeczy, także z perspektywy innych istot.
Kiedy patrzysz na ten tekst z perspektywy czasu, to co cię w nim cieszy? Z czego jesteś najbardziej zadowolona bądź dumna?
To, co mnie najbardziej cieszy, jest po części związane z opiniami pierwszych czytelników. Pewna osoba powiedziała mi, że uroniła łzy w trakcie lektury. To było dla mnie wyjątkowo ważne, bo to przecież tekst o płakaniu. Ta reakcja była dla mnie dużym komplementem.
Jeśli chodzi o konkretne rozwiązania, to jestem zadowolona z tego, jak udało mi się połączyć świat realny ze światem żuków. Miałam poczucie, że one dobrze się zazębiają, i mimo że bardzo lubię tę wcześniejszą szkolną etiudę o żukach, to tutaj udało mi się osiągnąć większą spójność. Mam wrażenie, że żuki mają teraz większe uzasadnienie, ich wątek jest ciekawszy, a akcja bardziej dynamiczna.
Czy interesuje cię pisanie dla młodszej publiczności w przyszłości? Czy masz już jakieś pomysły na kolejne projekty?
Zdecydowanie bardziej wolę pracować z młodszą widownią niż dla niej pisać. To obszar, w którym najbardziej spełniam się twórczo – i to działanie daje mi dużo satysfakcji i poczucie, że dobrze sobie radzę. Teraz, po przerwie na studia reżyserskie, zamierzam szukać miejsc, w których właśnie będę mogła wrócić do pracy z młodzieżą, bo to mnie naprawdę nakręca. I z tego samego powodu w przypadku pisania bardziej interesuje mnie tworzenie razem z młodzieżą niż pisanie dla nich. Spotkanie z nimi i wspólne tworzenie teatru – to jest dla mnie fascynujące. Zawsze miałam opór przed pisaniem z perspektywy dorosłej osoby, bo przepaść między mną a młodzieżą jest coraz większa – różnimy się kodami popkulturowymi, językiem, spojrzeniem na świat. Fascynuje mnie ich perspektywa i to, jak wspólnie możemy coś stworzyć. Dlatego kibicuję rozwojowi pedagogiki teatralnej. Dzięki pracy w projekcie Lanterna Futuri widzę, jak w Niemczech teatr jest wprowadzany do szkół, a nauczyciele uczą się korzystania z narzędzi dramatycznych. Chciałabym, żeby w Polsce też tak było.
Mam pewne wątpliwości, czy potrafię pisać dla dzieci, bez ich aktywnego udziału, bo nigdy nie wiem, czy to, co tworzę, rzeczywiście ich dotyczy. W przypadku tego tekstu było trochę inaczej, bo tu chciałam w nim podzielić się swoim doświadczeniem, powiedzieć coś z mojego punktu widzenia. Nie wykluczam jednak, że w przyszłości może coś mnie zainspiruje i ponownie będę chciała opowiedzieć coś jako dramatopisarka w bardziej tradycyjny sposób.
Wywiad przeprowadzono w sierpniu 2024 roku.
Ewa Galica – studiuje na V roku reżyserii na Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Wcześniej ukończyła animację kultury oraz optykę biomedyczną. Pracę artystyczną stara się łączyć z działaniami społecznymi. Prowadzi warsztaty teatralne w ramach projektu Lanterna Futuri dla młodzieży z Czech, Niemiec i Polski. Jej prace pokazywane były na: Festiwalu iTSelF; Festiwalu Mozart Junior; Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym KONTRAPUNKT; Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym Pociąg do Miasta; Międzynarodowym Festiwalu OPEN THE DOOR, 10., 11. i 12. Forum Młodej Reżyserii; FIST w Belgradzie; 43. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych; Kommen und Gehen w Goerlitz; die-wo-spielen Festival w Stuttgarcie. Zdobyła kilka nagród i wyróżnień. Za spektakle A ja żyję bardzo oraz Minuta w Ciemności dwukrotnie otrzymała nagrodę ,,Verba’’ Stowarzyszenia Autorów ZAiKS podczas 11. oraz 12. Forum Młodej Reżyserii. A ja żyję bardzo zostało wskazane jako Najciekawszy Debiut sezonu teatralnego 2022/2023 wg rankingu Miesięcznika „Teatr”. Za reżyserię spektaklu Minuta w Ciemności otrzymała Best Director Award na FIST w Belgradzie. Jej reżyserski debiut w teatrze instytucjonalnym to spektakl Żydowski Pies w Teatrze Żydowskim im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie. Ma za sobą debiut dramatopisarski – dramat drzwi otwierają się – dzięki któremu została laureatką Konkursu Młod(sz)a Polska organizowanego przez Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Ma nadzieję, że kiedyś jeszcze coś uda jej się napisać. Lubi teatr, ale nie tylko i nie zawsze.
Katarzyna Niedurny – teatrolożka i dziennikarka. Współprowadzi Podcast o Teatrze.