Alicja Rubczak o „Na Arce o ósmej”
Czy Arka wypłynęła na szerokie wody?
Sztuka o dwóch pingwinach, które nielegalnie zabierają na Arkę Noego swojego trzeciego przyjaciela, pełna jest pytań o istotę wiary w Boga – o spektaklu „Na Arce o ósmej” w Teatrze Animacji w Poznaniu pisze Alicja Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.
W repertuarze teatrów grających dla dzieci coraz częściej zdarzają się prapremiery. Obok potrzebnych i często dobrze wystawianych „Kopciuszków” lub „Kotów w butach”, pojawiają się teksty Marty Guśniowskiej, Liljany Bardijewskiej, Tankreda Dorsta czy Janoscha. Kopalnią dramatów dla młodszej publiczności są „Nowe sztuki dla dzieci i młodzieży” wydawane przez poznańskie Centrum Sztuki Dziecka. Niezaprzeczalnym atutem ostatniego spektaklu Teatru Animacji w Poznaniu jest poszukiwanie na obszarze najnowszej dramaturgii. Lech Chojnacki sięgnął po niebanalny tekst „Na Arce o ósmej” Urlicha Huba. Tekst od 2006 roku wystawiany kilkadziesiąt razy w Europie, doczekał się również polskiej prapremiery.
Sztuka o dwóch pingwinach, które nielegalnie zabierają na Arkę Noego swojego trzeciego przyjaciela, pełna jest pytań o istotę wiary w Boga. To tekst o wątpieniu, pokazujący postawę poszukującą, stawiający pomiędzy konstatacjami: Bóg jest – Boga nie ma, całą listę niewiadomych. Dlaczego Bóg pozwala na zło? Jak w Niego uwierzyć, skoro nie można Go zobaczyć? Czy jest kobietą czy mężczyzną, a może tosterem? Wszystko napisane bez chrześcijańskiego nadęcia, unikające pompatycznego tonu. Tekst Huba jest swobodną i mądrą rozmową z dzieckiem o kwestiach trudnych i ważnych. Chojnacki nie do końca jednak zawierzył autorowi, przenosząc akcent z problemu Boga na wychwalanie wartości przyjaźni. O wiele mocniej w przedstawieniu wybrzmiewają słowa dotyczące siły relacji „międzypingwiniej”, niż seria istotnych pytań o to, kim jest Bóg. W spektaklu rwie się, zarysowana tak bardzo wyraźnie w dramacie, linia dziecięcych (czyli pingwinich) wątpliwości, że istnieje ktoś (coś), kto stworzył świat i decyduje o losie ludzi i zwierząt, która tak naprawdę jest przecież serią wielkich pytań filozofii.
Po premierowym przedstawieniu miałam w głowie mętlik, odniosłam wrażenie, że twórcy nie pozostawiają widzom otwartej drogi na własne poszukiwania wiary, lecz gubią gdzieś sens dramatu w pingwiniej zabawie. Nie jest to kwestia języka tekstu, który ma w sobie elementy gry i dużej swobody, lecz rozmieszczenia akcentów scenicznych oraz opracowania dramaturgicznego sztuki. Wszystko to nie oznacza jednak, że „Na Arce o ósmej” jest złym spektaklem, wręcz przeciwnie, choć może premierowe przedstawienie gubi gdzieś jedną z najważniejszych wartości drzemiących w tekście, pozostaję wciąż pod wrażeniem wielu elementów.
Jak zwykle nie umiałam się oprzeć urokowi scenografii Dariusza Panasa, która zawsze pozwala mi odkrywać w sobie ciekawe świata i ulegające magii teatru dziecko. Panas tworzy ciepłe, rysunkowe przestrzenie. Zapełnia scenę zabawnymi, miłymi postaciami. Projektowane przez niego lalki łączą w sobie siłę przytulanki z pewnego rodzaju komicznością, przerysowaniem niektórych cech charakteryzujących daną postać. Takie są właśnie lalki pingwinów oraz pacynka przedstawiająca Gołębia. W spektaklu jest kilka scen, które wizualnie robią ogromne wrażenie. Już początek „Na Arce…” urzeka iluzyjnością. Z płaskiego, namalowanego regału, aktorzy wyciągają trójwymiarowe przedmioty. Największą siłę ma jednak w sobie scena burzy na statku, w której pakunki okazują się wspaniałą menażerią. W rękach aktorów walizki, torby, paczki przemieniają się w dzikie zwierzęta. Piłka zmienia się w parę żółwi, walizki z trąbami to słonie, długie szyje toreb ukazują żyrafy. Wielka szkoda, że cały zwierzyniec pokazuje się w pełnej krasie tylko raz, bo chciałoby się patrzeć na tę sceniczną przemianę o wiele dłużej.
Atutem przedstawienia jest również, naprawdę dobra, gra animujących pingwiny. Młode aktorki – Sylwia Koronczewska-Cyris (Pingwin Drugi) oraz Sylwia Zajkowska (Pingwin Trzeci), wlewają w postaci ogromną energię, nakręcają wciąż tempo przedstawienia i jako animatorzy nie ukrywają się za postacią lecz są jej partnerem do zabawy. Podobnie grający zawsze z ogromnym zaangażowaniem, świetnie animujący lalki Krzysztof Dutkiewicz (Pingwin Pierwszy). Postaci pingwinów są bardzo ciekawie nakreślone charakterologicznie, nie tylko za sprawą tekstu, ale właśnie dzięki grze aktorskiej, stają się intrygujące i niebanalne. Interesującym zabiegiem jest wprowadzenie do spektaklu sTwórcy (Piotr Grabowski), który nie pojawia się w dramacie. Stwórca – pisarz, autor, a w domyśle Bóg, stwarza sceniczny świat poprzez przelewanie swoich myśli na papier. Jest postacią znajdującą się na zewnątrz arkowej rzeczywistości, co wskazywać może na jej niedosłowność. Zabieg ten dynamizuje i urozmaica przedstawienie. Postać tę jestem w stanie zrozumieć i zaakceptować, niestety całą spójność estetyczną spektaklu burzy łopatologicznie przedstawiony Noe (Grzegorz Ociepka). Typowy, zwalisty stary człowiek z brodą, mówiący tonem mędrca, potraktowany został zbyt dosłownie i rozbija wszelkie subtelności dotyczące rozmowy na temat wiary, które udało się w spektaklu zarysować. Zabiegiem nie do końca trafionym okazało się również wykorzystanie w spektaklu muzyki zespołu Arka Noego. Choć spodziewałam się naprawdę dobrego „kopa” muzycznego, okazało się, że pogodne, ciekawe melodycznie utwory bardzo wiele tracą, gdy podawane są bez śpiewu dzieci.
Mimo wszystko nie czuję się jednak zawiedziona tym spektaklem. Stawiałam mu bardzo wysokie wymagania ze względu na dramat, po który sięgnął Lech Chojnacki. Całość poszła raczej w kierunku zabawy, po której zostaje w głowie śmieszne pytanie: Czy Bóg schowany w walizce może lubić sernik? Ta zabawa ma naprawdę doby poziom artystyczny. Jednak spektakli o przyjaźni jest na scenach dziecięcych mnóstwo. Przedstawień próbujących rozmawiać z najmłodszymi widzami o Bogu w sposób wolny od dydaktyzmu i niezdrowego moralizatorstwa, nie narzucających jednoznacznych postaw religijnych, akcentujących wartość świadomego, przemyślanego wyboru stanowiska wobec wiary, wciąż brakuje. Tekst Huba był świetnym punktem wyjścia do rozmowy na niełatwy temat, spektaklowi Chojnackiego brakuje trochę podjęcia trudu wejścia z jednej strony w grząską problematykę relatywizmu, a z drugiej pokazania, że wiara w Boga nie może być czymś z góry narzuconym.
Alicja Rubczak
Nowa Siła Krytyczna
24-03-2009