„Nowe Sztuki” o trudnych sprawach
autorka: Agata Drwięga
Nurt dramaturgii dla dzieci i młodzieży jest w Polsce zjawiskiem nienowym, choć dopiero od kilku lat cieszy się prawdziwą popularnością. Pierwszy konkurs na dramat adresowany do młodych i najmłodszych poznańskie Centrum Sztuki Dziecka ogłosiło w 1986 r., a od 1992 r. instytucja zaczęła wydawać „Nowe Sztuki dla Dzieci i Młodzieży” pod redakcją Zbigniewa Rudzińskiego. Teksty ukazujące się w tym piśmie często podejmują ważne, niekiedy – naprawdę trudne tematy. Do najchętniej wystawianych sztuk należą obecnie: „Na arce o ósmej” Ulricha Huba (2006) – tekst stawiający pytania o istnienie Boga i jego wpływ na postępowanie ludzi oraz „Pod-Grzybek” (2009) Marty Guśniowskiej, w którym autorka podjęła temat śmierci i rozłąki z bliską osobą. Zastanawiający wydaje się fakt, że w sytuacji, w której powstaje tak wiele nowych tekstów umiejętnie rozmawiających z młodymi widzami o poważnych sprawach, teatry rzadko decydują się na wystawianie ambitnych dramatów (ale to temat na odrębną dyskusję). Na początku października ukazał się 32. zeszyt „Nowych Sztuk”, a w nim kilka ciekawych i wartościowych dramatów, którym chciałabym się uważniej przyjrzeć.
„Pręcik” Maliny Prześlugi porusza parę tematów, które interpretator może eksponować w zależności od interesującej go problematyki. Na pierwszy plan wysuwa się kwestia relacji, w jakich pozostaje dziecko z otoczeniem. Wnikliwa lektura odsłania drugi istotny problem, jakim jest nagła nieobecność najbliższej osoby, jej choroba, pobyt w szpitalu i śmierć. Jak to zazwyczaj bywa w twórczości tej pisarki – występują tu postaci nie-ludzkie, choć ludziom doskonale znane – w tym wypadku: Kapeć, Kapciowa, Budzik, Poduszka, miś Łysy Joe, Smutne Łóżko oraz (nie pojawiająca się jako osoba dramatu, lecz stale przywoływana w wypowiedziach innych bohaterów) Dziewczynka.
Dialog prowadzony z nietypowej perspektywy, napisany z wielkim wyczuciem języka bawi, pobudza wyobraźnię czytelnika i stopniowo rozwiązuje zagadkę, jaką jest tajemnicze zniknięcie Dziewczynki. Przedmioty użytkowe uskarżają się na dziecko i na początku cieszą się z „dnia superkapcia”. Po pewnym czasie zaczynają się jednak niepokoić i tęsknić za Dziewczynką. Powoli dociera do nich, że może nie zawsze traktowała je tak, jak by sobie tego życzyły, ale dzięki niej mogły czuć się potrzebne i ważne. Najważniejszą postacią wśród bohaterów ze świata nieożywionego jest Łysy Joe. Dziewczynka wyszeptywała mu największe tajemnice i dlatego pluszak najlepiej rozumie zaistniałą sytuację. Co prawda ma żal do bohaterki, bo wrzuciła go pod łóżko i o nim zapomniała, ale ostatecznie przebacza jej, a pozostałym wyjaśnia, co się stało. Dziewczynka od dawna chorowała, a teraz trafiła do szpitala. Joe tłumaczy, na czym polega chorowanie ludzi i misiów: noszą w sobie świecący pręcik, który łatwo zepsuć, a zgaszenie go powoduje ból. Koniec historii jest niejednoznaczny – miś wraz z Dziewczynką odchodzą, a tam gdzie znikają „zapala się intensywne, małe światełko. Pręcik”. Zarówno śmierć bohaterki (sugerowana poprzez symboliczne odejście), jak i jej wyzdrowienie (Pręcik jasno i długo świeci) są dopuszczalne, choć sama skłaniam się ku pierwszej interpretacji.
Dokonany przez autorkę wybór perspektywy opowieści odnosi się do animistycznego myślenia dzieci – każdy przedmiot (nieważne, czy jest ukochanym misiem, czy dziurawym kapciem) podobnie jak człowiek ma uczucia, przywiązuje się do najbliższego otoczenia i chciałby być dobrze traktowany. Z tekstu płynie pouczenie, że należy szanować to, co się ma. Nie jest ono zapisane w formie lekcji wygłaszanej przez rodziców, a wychodzi z „ust” kapcia, budzika, poduszki itd. Dzięki temu dziecko nie ma poczucia, że dorośli stawiają mu kolejne warunki, jakich musi przestrzegać, lecz dowiaduje się o „pragnieniach” przedmiotów, za które jest odpowiedzialne.
Obok mocno zarysowanego problemu relacji dziecka z otoczeniem, dramat jest również próbą podjęcia rozmowy na temat śmiertelnej choroby. Najmłodsi często nie chcą opowiadać dorosłym o swoich lękach i problemach, ale nie mają oporów, by mówić o nich maskotkom czy lalkom. Dlatego Miś Joe wie, co dolega Dziewczynce i jest naznaczony jej chorobą. Dowiadujemy się, że Dziewczynka przed porzuceniem pluszaka ogoliła go. Dla niektórych osób z nowotworem (szczególnie dzieci) największą traumą jest utrata włosów, gdyż stanowi widoczny znak choroby. W dramacie postać misia nie została szczególnie wyeksponowana – bohater nie mówi wiele, a jeśli już – to półsłówkami. W teatrze taka figura misia – łysego i milczącego – musi być mocnym środkiem wyrazu. Pokazuje wyobcowanie chorego oraz bezradność wobec czegoś niezrozumiałego, a decydującego o życiu. „Pręcik” nie udziela odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia i śmierci. Dramat w prosty i zrozumiały dla dziecka sposób próbuje wyjaśniać, czym są te zjawiska. Nie daje pocieszenia, ale mały odbiorca może sobie uświadomić, że nie wszystkie historie muszą kończyć się szczęśliwie. Z drugiej strony otwarte zakończenie pozwala reżyserowi na „pogodną” interpretację tekstu.
O ile powstają przedstawienia oparte na tekstach z nurtu nowej dramaturgii dla dzieci, o tyle trudno znaleźć adaptacje zrealizowane z myślą o młodzieży. Program tegorocznych „Kon-Tekstów” (nota bene festiwalu kierowanego do młodych widzów) pokazał, że spektakle dzielą się na te przeznaczone dla dzieci z rodzicami oraz takie adresowane do osób dorosłych i starszych nastolatków (przy czym ci drudzy rozumiejąc poruszane w przedstawieniach problemy, niekoniecznie potrafią odnieść je do swoich doświadczeń). Wśród dziewiętnastu prezentacji konkursowych znalazła się tylko jedna („Sło” z Wrocławskiego Teatru Lalek) kierowana specjalnie do młodzieży.
Założenia przyświecające twórcom piszącym dla najmłodszych (partnerska rozmowa o istotnych kwestiach prowadzona w języku zrozumiałym dla konkretnej grupy wiekowej) sprawdzają się także wtedy, gdy odbiorcy mają naście lat. Najlepszym dowodem na to są dyskusje odbywające się po organizowanych przez Centrum Sztuki Dziecka czytaniach performatywnych, w których młodzież bierze aktywny udział. Oba kierowane do nastolatków dramaty z 32. zeszytu „Nowych Sztuk” miały już swoje czytane prapremiery.
„W brzuchu wilka” Roberta Jarosza mówi o złu – pyta o jego pochodzenie, miejsce w przestrzeni publicznej, pokazuje ludzi mu ulegających oraz ich ofiary. Autor wykorzystał archetypiczne postaci baśniowe (Wilka, Babcię i Czerwonego Kapturka), które umieścił w specyficznym bez-czasie. Akcja zaczyna się w momencie narodzin zła, toczy się w 1964 roku, ale gdyby nie wielokrotnie powtarzana data historyczna, czytelnik byłby przekonany, że wszystko dzieje się w XXI w. Sformułowana w ten sposób teza o nieśmiertelności mrocznej strony świata być może nie jest odkrywcza, ale stanowi dobry punkt wyjścia do dyskusji na temat obecności zła w życiu młodych ludzi.
Czerwony Kapturek jest szesnastolatką wkraczającą w świat dorosłych. Przeżywa pierwsze prawdziwe zakochanie w niewiele starszym od niej chłopcu, a jej wypowiedzi przepełnia zachwyt spowodowany doświadczaniem nieznanego wcześniej uczucia. Młodzi planują spotkanie, które ma być „tym dniem”, jednak ich pierwszy raz nie kończy się aktem inicjacji, ponieważ oboje czują, że nie są na to gotowi.
Podobnie jak w „Pierwszym kroku w chmurach” Marka Hłaski, niewinność i szczęście odbiera zakochanym gwałtownie wdzierający się do ich świata mężczyzna. Wilkowi zależy wyłącznie na czynieniu zła w życiu innych, a jego zachowanie nie jest niczym innym uargumentowane. Najpierw zaczepia chłopaka na przystanku tramwajowym, bije i kradnie mu telefon. Następnie śledzi nastolatka, robi mu zdjęcie w momencie pożegnania z ukochaną i przyczepia fotografię do drzwi mieszkania dziewczyny. Nieświadomy zagrożenia Czerwony Kapturek wychodzi z domu i udaje się do Babci. W łóżku czeka półnagi Wilk. Bohaterka boi się, ale jednocześnie fascynuje ją nagie męskie ciało. Koniec tego zdarzenia nie został napisany wprost, a historia ciągnie się dalej. Mieszkanie Babci wynajmuje po jej śmierci studentka farmacji. Odwiedza ją (w tym momencie już dorosły) Chłopak i opowiada historię swojej pierwszej miłości. Z relacji studentki można domyślić się przebiegu zdarzeń, które doprowadziły do tego, że zajmowane przez nią lokum ma status przeklętego miejsca. Także jej nie omija klątwa – Wilk, podając się za pracownika gazowni, podstępem wdziera się do domu i doprowadza nieświadomą zagrożenia dziewczynę do śmierci.
Scena narodzin zła (zostaje ono stworzone przez Czarną Dziurę, która nadaje bytowi „X” imię „Wilk”) ukazuje bezsensowność i jednocześnie wszechwładność tego zjawiska. Nie odpowiada na pytanie, skąd się wzięło, pokazuje jego niezniszczalne istnienie. Bez względu na moment historii dziejów („Wiek dwudziesty, wiek dwudziesty pierwszy i wiek trzynasty, to ten sam wiek.”) rządzi naszym światem w dramacie nazywanym Brzuchem Wilka. To przestrzeń, w której (wbrew pozorom) jest tyle samo podłości, co pozytywnych zjawisk. Zamieszkują ją także dobrzy i szczęśliwi ludzie. Problem polega na tym, że wizję i odbiór rzeczywistości kształtują mass media. Od momentu powstania żywią się sensacją, a tę z kolei wywołują mniej lub bardziej spektakularne przestępstwa. Doniesienia o gwałtach, zabójstwach, kradzieżach i kataklizmach wypełniają dzienniki i programy informacyjne na całym świecie, dobro jest nieciekawe i „zbyt małe, by znaleźć je na pierwszych stronach gazet”.
Historia opowiedziana w sztuce Jarosza została przedstawiona w sposób charakterystyczny dla współczesnej dramaturgii „dla dorosłych”. Momentami niespójną, ale dającą się złożyć w całość, opowieść wypełniają znane motywy umieszczone w nowych kontekstach. Dzięki temu dramat zwracając się do młodzieży, prowokuje dyskusje na tematy związane z głównym problemem utworu (zło i jego obecność w codzienności) lub luźno wynikające z treści (np. kwestia świadomego stosowania antykoncepcji, ostrożność w przypadkowych kontaktach z nieznajomymi). Oba teksty skierowane do młodzieży publikowane w najnowszym zeszycie „Nowych Sztuk” (obok „W brzuchu wilka” – „Stopklatka” Maliny Prześlugi) stawiają tezy dotyczące życia w dorosłym świecie, do którego nastolatki chcą za wszelką cenę należeć, ale zazwyczaj nie są na to gotowe.
Zadaniem dramatów – zarówno tych kierowanych do dzieci, jak i adresowanych do młodzieży – jest partnerska rozmowa o kwestiach ważnych dla odbiorców. Teksty nie pouczają; raczej stawiają pytania, niż udzielają na nie odpowiedzi; naświetlają pewne kwestie, a ich dalsze przepracowywanie pozostawiają czytelnikom (czy raczej widzom, w końcu dramaty są pisane z myślą scenicznych realizacjach). Podobnie jak współczesny teatr i dramaturgia kierowana do dorosłych, starają się zajmować problemami aktualnymi w XXI wieku. Oczywiście, powstaje sporo niedobrych i wadliwych tekstów, ale choćby te omawiane powyżej dowodzą, że z nie-dorosłymi można poważnie rozmawiać. Niecierpliwie czekam, aż przekonają się co do tego reżyserzy i dyrektorzy teatrów.
Nowa Siła Krytyczna
12 grudnia 2011