Trzy dni w Obrzycku – Karin Serres
autorka: Karin Serres
Impresja na temat Warsztatów dramatopisarskich w Obrzycku 8-10 września 2018. Pisze nasz gość specjalny – Karin Serres.
Autobus toczy się przez pola żółtawej kukurydzy. Wjeżdża do dużego parku i już pracujesz z fantastyczną grupą młodych ludzi. Najpierw w domu z gankiem wspartym na kolumnach, później na zewnątrz, na ławkach wokół uformowanego z suchych patyków stożka przypominającego miniaturowy wigwam.
Zjeżdżają się pozostali uczestnicy, a ty kończysz dzień o 22.30 marząc jedynie o odpoczynku. Nic z tego, ogromny grill jarzy się w ciemności, na nim kiełbaski i warzywa, jest piwo i czeski trunek z gruszek. Pychota. Godzinę później znów marzy ci się łóżko, ale wszyscy właśnie siadają na ławkach wokół ogniska. To tradycyjny open fire – conversation, przedstawiasz się jak inni i długo w noc toczą się rozmowy. Wokół ciemność i tylko tajemnicze, nocne stworzenia popiskują i pohukują w ciemności.
Nazajutrz wstajesz bardzo wcześnie i idziesz nad rzekę, aby się rozbudzić. Twój wzrok przyciąga długi i intensywnie zielony trawnik, a twoje nogi nagle zapadają się w błoto, które skrywa się pod spodem. Lodowata woda wdziera się do butów i moczy twoje stopy. Wymykasz się z pułapki i w butach nasączonych wodą jak gąbka, idziesz na śniadanie. Po drodze spotykasz młoda pisarkę pijącą kawę na słońcu.
Drugi dzień jest równie intensywny jak pierwszy. Podczas przerwy spacerujesz po parku, stąpasz po dróżkach usłanych dywanem z brązowych igieł i trzeszczących pod nogami szyszek i żołędzi, czasem stopa zapada się w szarym garbie kretowiska. Suche liście szepczą, tajemnicze piosenki wyśpiewują ptaki, przekraczasz potężne, białe pnie powalonych brzóz, odkrywasz kamienny basen pełen czarnego błota i zapomniany kort tenisowy zarośnięty bluszczem.
Wieczorem znów ognisko. Kabaczki są bardziej pikantne niż w przeddzień, żar strzela iskrami w niebo usiane gwiazdami, kiełbaski pieką się nadziane na długie jak lance patyki, ktoś dorzuca polan do ognia, twarze pulsują blaskiem, ławki powoli pustoszeją i nie milkną głosy w ciemności.
Wokół ogniska rozmawia się inaczej.
Ostatniego ranka idziesz wzdłuż rzeki pełnej wirów, w których odbija się niebo. Słychać gdzieś porykiwanie krów. Siadasz na kamieniu, słuchasz pluskania ryb i dźwięku spadających na trawę kasztanów. Idziesz omijając zbyt zieloną trawę, przeskakujesz przez strumyki i wspinasz się po zboczu w stronę pięknego, ceglanego muru, za którym słychać dreptanie czarnych koni. Jesteś w miasteczku. Wszędzie stosy pociętego drewna. Sosnowy las wynurzający się z wyblakłej łąki. Nieruchome i ciche traktory.
Wracasz do pracy. Żegnasz się i wyjeżdżasz z głową pełną wrażeń, pytań, pasjonujących pomysłów. Autobus jedzie przez pola kukurydzy. Twoje ubranie, włosy i skóra pachną dymem.
wrzesień 2018
Tłumaczenie: Ewa Umińska